czwartek, 27 września 2012

PRZEMYŚLane zakupy

...Krokodyla daj mi, luby! ( Tydzień później )

Łatwo jest wydać pieniądze, nawet te ciężko zarobione. Trudniej jest odpowiednio je spożytkować, czyli kupić to, czego się naprawdę potrzebuje lub pragnie. Przedmioty, którymi się otaczam, kupuję raczej z rozwagą niż pod wpływem impulsu (chyba, że trafi się nagle zmaterializowana wizja pt. "To jest właśnie TO!!!"). Nie idę na łatwiznę w stylu „pierwsze lepsze i z głowy”. Najpierw rozważam czy i jak dany przedmiot będzie mi służył, czy aby szybko się nie znudzi, nie zacznie drażnić? Staram się uporać z efektem zaskoczenia, oprzeć reklamie przedstawiającej jedynie zalety, na zimno ocenić jego wartość, ocenić czy „pasujemy” do siebie. Staram się kupować rzeczy dobre gatunkowo, to daje gwarancję zadowolenia z dobrego funkcjonowania przez wiele lat.
Im droższy jest planowany zakup, tym bardziej wymaga zastanowienia. Czasem jednak nie cena, a gabaryt lub przeznaczenie, mogą okazać się istotniejsze.
Przyzwyczajam się do swoich sprzętów i nie lubię często ich zmieniać, dlatego właściwy wybór jest bardzo istotny. Przyjęcie mebla czy innego sprzętu pod swój dach to pewien związek na dobre i na złe. A związki powinny być udane i długotrwałe, chyba, że od razu "umówiliśmy" się na krótką przygodę. Wiem, jak trudno jest zdobyć idealnie odpowiadający produkt: wśród dziesiątków, setek podobnych rozmaitej jakości, wybrać ten jeden - w odpowiednim kolorze, rozmiarze czy formie. Jednak czas pomiędzy określeniem celu (potrzeby posiadania nowego sprzętu) a jego osiągnięciem (nabyciem go), wcale nie jest okresem udręki i frustracji. Traktuję go specjalnie: to wyjątkowy czas, przypominający dziecięce rozmyślania o wymarzonym prezencie pod choinkę: czy go dostanę? czy będzie taki jak chciałam (widziałam na wystawie sklepu), czy może jeszcze wspanialszy? To ważny czas dany mi po to, bym zweryfikowała swoją wizję i oczekiwania, jakie ma spełnić ów sprzęt. To też dobry moment na wizualizację przyszłej rzeczywistości. Spokój ducha uzyskany dzięki podjęciu wstępnej decyzji - "tak, kup to; zdecyduj tylko jaki model będzie najodpowiedniejszy" bardzo w tym pomaga.
Wówczas myślę o wymarzonym zakupie już nie jak o nierealnej mrzonce; eterycznej, wyidealizowanej zjawie ze snów, tylko konkretnie- już go "posiadam", więc skupiam się na tym: jak wykorzystam jego funkcje, jak często będę go używać, gdzie przechowywać (i czy mam na to miejsce), zadaje sobie kontrolne pytanie: "czy bardziej tego CHCĘ czy naprawdę POTRZEBUJĘ ?"
Czasem okazuje się, że po udzieleniu tych kilku odpowiedzi, planowany zakup już na tym etapie okazuje się nietrafiony. Jeszcze go nie mam, a już go nie chcę, nie potrzebuję. To prawie tak jak z lekami - po wykupieniu ich w aptece nie kwapię się do zażywania i zdrowieję ... bez nich. Na przestrzeni lat okazało się, że takie podejście oszczędziło mi wielu frustracji z powodu konsekwencji nietrafnego zakupu (oraz pieniędzy).
Oto kilka przykładów z mnóstwa takich "procesów", jakie mi się przydarzyły:
  • balkonowe skrzynki do kwiatów - niedawno była wyprzedaż w moim ulubionym sklepie (ładne metalowe skrzynki do powieszenia na poręczy przeceniono z 30 na 20 zł); cały czas mi się podobały, naprawdę czekałam na tę obniżkę, ale kiedy mogłam sobie na nie pozwolić dotarło do mnie, że mój balkon jest wąski, a tuż przy poręczy rozpięte są dwa sznurki. Powieszenie czegokolwiek kolidowałoby z ważniejszymi dla mnie sznurkami, mogłoby też okazać się niebezpieczne. Poza tym, zdałam sobie sprawę, że bardziej zależy mi na ładnym wyglądzie balkonu od wewnątrz (dla mnie), niż na tym jak prezentuje się od zewnątrz. Nie kupiłam tych skrzynek, zachwycam się za to przenośnym ogródkiem z moich doniczkowych kwiatów, które wystawiam na balkon w pogodne dni. A na przyszły sezon już wymyśliłam własną dekorację balkonu!
  • maszynka do robienia makaronu - fajny pomysł, by robić domowy makaron i nie męczyć się z ugniataniem i wałkowaniem ciasta (reklama w telewizji, promocyjna oferta w sklepie), ale ... wiem, że jeśli zaczęłabym się w to bawić (dotąd tego nie robiłam!), z pewnością podkusiłoby mnie na zrobienie makaronu w większej ilości - tak za jednym zamachem. Dostrzegłam jednak problem w suszeniu makaronu (przestrzeń, czas, nadmierne zapasy), w przechowywaniu urządzenia (kolejny grat wymagający miejsca i mycia) oraz częstotliwości używania (może raz na miesiąc). Stwierdziłam, że wolę kupować na bieżąco gotowy makaron, taki jakiego akurat potrzebuję. Poza tym bardziej lubię ... ziemniaki.
  • radio - lubię go słuchać i chciałam mieć je w swoim pokoju. Kupić? Nie było potrzeby, bo dostałam fajny radioodbiornik od kogoś, kto już go nie potrzebował. Wystąpiła sprzyjająca zbieżność okoliczności.
  • fotele wypoczynkowe - od zawsze marzyłam o fotelu Poang z IKEA: prosty, przestrzenny (nie cierpię ciężkich gratów) i wygodny. Przy okazji urządzania drugiego pokoju (po remoncie), zakup dwóch foteli był niepodważalnym priorytetem. Gdy przyszło do konkretów, zdecydowałam się na jeden fotel ... oraz podnóżek. Jestem bardzo zadowolona z takiej decyzji - pokój nie został przeładowany (mniej też sprzątania), doskonale na nim wypoczywamy "na zmianę". Cieszę się, że uciekłam przed standardem, że fotele "muszą" być dwa
  • robot kuchenny - potrzebowałam silnego, funkcjonalnego pomocnika do mieszania ciasta i ubijania piany. Rozglądałam się najpierw za (kolejnym) mikserem, tym razem o jak największej mocy. Z posiadanego nie byłam zadowolona - był zbyt delikatny, nie dawał rady z mieszaniem ciasta; poza tym miał za małą misę. Kierując się właśnie mocą urządzenia (priorytet) trafiłam na robot Clatronic (moc 1000 Wat) z trzema mieszadłami. Mam go od sześciu lat, używam przynajmniej raz w tygodniu i nie wyobrażam sobie przygotowywania ciasta bez niego. Jedyną jego "wadą" jest to, że nie nadaje się do ubicia piany z jednego białka (mieszadło nie sięga do samego dna), ale nie do tego przecież oczekiwałam.
Rezygnacja z zaplanowanego zakupu po rozważeniu "za i przeciw" nie jest porażką, lecz świadomym wyborem dającym wiele satysfakcji. Wzbogaca mnie o wiedzę o danym produkcie, ale co ważniejsze - o mnie samej: co naprawdę lubię, czego potrzebuję, co mi się (nie) podoba, czy chcę aby dokonanie zakupu ... wpłynęło na moje dalsze życie. Może też stać się źródłem inspiracji, przyczynkiem stworzenia lepszego pomysłu, uwzględniającego już punkty krytyczne.
Dylematy "mieć czy nie mieć" warto przefiltrować pod kątem nie tylko (niepotrzebnych) kosztów, ale i przestrzeni życiowej, jaką zakupiony sprzęt na długo nam zabierze. Wbrew pozorom dotyczy to także tego, co wypełnia pustkę wokół nas.

rozsądne kupowanie, zakup przemyślany, rozsądny wybór, rozsądek w zakupach, zakupy impulsywne, nieprzemyślany zakup, wybór towaru, krokodyla daj mi, spokój ducha

1 komentarz:

  1. Kurcze idealny tekst-określa doslownie wszystko to czym od jakiegoś czasu sama się kieruję:-)

    OdpowiedzUsuń