sobota, 10 listopada 2012

Dieta INTUICYJNA - drabina


Dieta intuicyjna - drabina
Te luźno zebrane wnioski i spostrzeżenia mniej więcej mieszczą się w zaleceniach diety, do której przedstawienia zmierzam bez zwłoki, gdyż temat jest obszerny i nie zdołam wszystkiego napisać w kilku zdaniach.
Najdłużej (6 tygodni "ściśle", a później wg możliwości, stosowałam dietę życia (faktycznie zrzuciłam 5 kg w 6 tygodni), ale książka Mai Błaszczyszyn była dla mnie raczej inspiracją niż katechizmem.
Autorka we wstępie swej książki "Dieta życia" (rok II wydania 1991) informuje, że postanowiła dokonać wolnego przekładu książki "Fit for life" H.,M. Diamond (z powodu innej mentalności Polaków oraz braku dostępu do pewnych produktów). O diecie Diamondów, którzy z kolei oparli się na zasadach naturalnej higieny (organizm sam dąży do pełnego zdrowia i osiąga je w procesie samooczyszczania, higiena ta pozwala kontrolować zdrowie i wagę przy pomocy m.in. zdrowego rozsądku i intuicji).
"Doświadczenie uczy, że to co najprostsze, najbardziej logiczne i zgodne z naturą jest również najbardziej skuteczne. (...) Zdrowy rozsądek podpowiada, że nie tak ważne jest to co spożywamy jak to co nasz organizm jest w stanie wykorzystać. (...) Nową zasadą w tym programie jest nie co jesz, lecz kiedy i w jakim zestawieniu. To KIEDY I JAK jest najważniejszym czynnikiem". (...) Rodzimy się z mechanizmem samoregulacji.(...) W sposób automatyczny ciało dąży do sprawności, tak jak roślina kieruje się w stronę światła. Problem polega na pobudzeniu tego procesu, a nie dławieniu go".
Zacytowałam kilka istotnych zdań z ww. książki; zainteresowanych zgłębieniem tematu diety życia i diety wg Diamond zachęcam do poszperania w internecie (choć przyznaję, rozczarowują mnie swą ubogością i "suchymi" przepisami na dziwne dania), a ja tymczasem opiszę jak stosowałam tę dietę wykorzystując jej ogólne założenia oraz własną intuicję.

Po przeczytaniu książki "Dieta życia" chciałam jak najszybciej  zacząć odżywiać się wg opisanych tam reguł i to one wyznaczyły mi główny kierunek. Natomiast do reszty podeszłam intuicyjnie, więc przepisy na dania dietetyczne szybko zmodyfikowałam do własnych upodobań i potrzeb organizmu, które to przede wszystkim musiałam wziąć pod uwagę, by "wytrwać w dobrym".



  • Do diety zachęcił mnie przede wszystkim brak ograniczenia kalorycznego i ilościowego. Przekonała mnie zdolność samoregulacji organizmu (bez przymusu i reglamentacji)
  • Zaintrygowała - metoda odpowiedniego i mało skomplikowanego (nie)łączenia składników posiłku. 
  • Interesujący wydał mi się podział doby na trzy okresy (do południa - eliminacja (wydalanie), do 20.00 jedzenie i trawienie, a następnie do 4.00 rano asymilacja pokarmu.
  • Przyjęłam do wiadomości, że jadłospis powinien w 70% zawierać owoce i warzywa (ze względu na zawartość przyswajalnej wody, właściwości oczyszczające organizm), pozostałe 30% to pożywienie skoncentrowane (chleb, kasze, mięso, produkty mleczne i ... gotowane jarzyny).
  • Komfort w reżimie diety dostrzegłam w tym, że nie jest reżimowa, w każdej chwili mogę zgrzeszyć i wrócić do niej z powrotem, nawet od następnego posiłku. Poza tym autorka w swoim Programie Żywienia przedstawiła przykładowy jadłospis na cztery tygodnie, "który należy potraktować jako kanwę" do zbudowania własnego. I to właśnie uczyniłam. 

Obiad - wypróbowałam i od razu zastosowałam przede wszystkim metodę niełączenia w jednym: węglowodanów (ziemniaki, makaron, ryż), warzyw ( marchew, kalafior, surówka, buraki zasmażane,) oraz białka (schabowy, ryba, jajka), jak to bywa w potocznie rozumianym porządnym obiedzie, lecz dokonywać wyboru w jego trakcie (przecież nie gotowałam żadnych specjalnych posiłków dla siebie!) czy zjeść:
  • ziemniaki z surówką, jarzyną, a rybę czy schabowego zostawić na kolację? A może tylko
  • mięso z surówką? A makaron, kanapkę, ziemniaki czy... ciacho wieczorem?
Obie kombinacje są prawidłowe i dozwolone. Wyeliminowany składnik tradycyjnego obiadu zostawiałam po prostu na talerzu do kolacji. Najczęściej było to mięso, ponieważ białko (a więc także mleko i jego przetwory) jest najdłużej trawionym składnikiem pokarmu. Poza tym nie należy łączyć produktów wysokoskrobiowych (chleb, makaron, ryż, kukurydza, kasze, no i ziemniaki) z białkiem (mięso, ser, jaja). Realizacja tego punktu diety jest mało kłopotliwa (wystarczyło o tym pamiętać).
No właśnie! Muszę jeszcze koniecznie powiedzieć o drabinie energetycznej, którą łatwo zapamiętać i starać się stosować w ciągu dnia (najlepiej tylko do godz. 20.00). Pozwala ona na najskuteczniejszą eliminację substancji toksycznych z organizmu. Chodzi o kolejność spożywania potraw - od najlżejszych do najcięższych do strawienia.
Drabina energetyczna przedstawiona przez Maję Błaszczyszyn (za H. M. Diamond?) przedstawia się następująco:

  • świeże owoce i świeżo wyciśnięte soki owocowe
  • sałaty, sałatki z surowych warzyw i świeże soki warzywne
  • gotowane warzywa, orzechy i nasiona
  • kasze, ziemniaki, pieczywo, mięso (w tym drób i ryby) oraz ... jarzyny (tu jest małe kuku, o którym piszę osobno)
  • produkty mleczne

Zastanowił mnie teraz czas trawienia pokarmów i znalazłam trochę ciekawych informacji, które omówię w osobnym poście (potrzebuję też nieco czasu na ich weryfikację, bo niektóre są, być może na pierwszy rzut oka sprzeczne, oraz takie, w które muszę się zagłębić i rozważyć).

Wracając do diety - w kwestii śniadania miałam większe wątpliwości co do stosowania jej jako styl odżywiania na stałe. Nie wyobrażam sobie jak mogłabym (stale) wytrzymać 8 h w pracy na samych sokach, owocach i surowych warzywach. Przede wszystkim trudne wydaje mi się, sprostanie wymogom diety w takich warunkach, zwłaszcza, że soki muszą być świeżo wyciśnięte (żadne buteleczki czy kartoniki z gotowcami). Ale będąc na diecie, w dni wolne od pracy, starałam się przestrzegać diety dokładnie (w domu łatwiej było wytrzymać południa  na samych owocach (soków nie robiłam, poza wyciśnięciem 2-3 pomarańczy lub spiciu soku z rozmrożonych truskawek (nie miałam i nie chciałam mieć sokowirówki). W dni robocze stosowałam więc następujący wybieg, który również zaczął przynosić zauważalne rezultaty w postaci spadku wagi i ogólnej poprawy samopoczucia:
  • na początek woda z sokiem cytryny posłodzona miodem,
  • później jabłko, winogrona, brzoskwinia, mandarynka, truskawki, kiwi lub banan (1-2 rodzaje owoców wybranych z tych, które lubię). Intuicja podpowiadała mi czego mi potrzeba, a jakich owoców na razie mam dosyć
  • następnie pogryzałam płatki kukurydziane zmieszane z rodzynkami i np. orzechami włoskimi (w grę wchodziły również migdały, orzeszki laskowe, ziarna słonecznika i dyni), do tego ewentualnie któryś z ww. owoców lub marchewka. 
Tym sposobem udało mi się przez kilka tygodni przetrwać w zupełnie dobrym stanie do pory obiadu. Samodzielnie przygotowaną porcję  musli  pogryzałam od czasu do czasu z miseczki jak przekąskę typu czipsy, a czas... leciał  :-)  . W razie awarii systemu miałam przygotowaną jeszcze kanapkę z razowego chleba, ale starałam się spożyć ją najwcześniej o 12.00 i wcale nie było to takie straszne (z czasem zaczęła mi nawet towarzyszyć w drodze do domu).
Potwierdzam, że uczucie lekkości i przypływu witalnej energii było mi dane, dzięki zmianie trybu odżywiania. Tak więc stosunkowo niewielkie korekty jadłospisu oraz zestawieniu składników w  posiłku zaczęły przynosić wymierne efekty już w ciągu pierwszych dni.
Mam wrażenie, że temat się rozwija zamiast wyczerpywać, dlatego równolegle przygotowuję już kolejne części. A na razie tyle musi wystarczyć. To i tak sporo informacji dla osób, które nie zetknęły się bliżej z tym tematem.

Maja Błaszczyszyn, dieta życia, higiena naturalna, drabina energetyczna, intuicyjne odżywianie, dieta Diamond, kanwa, "Fit for life", odchudzanie, zdrowy styl, jak zestawiać potrawy, łatwostrawna dieta













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz