czwartek, 20 grudnia 2012

Lokatorze, już MY CI posprzątamy!



Mieszkasz w bloku lub kamienicy, a Twój administrator świadczy (zleca) odpłatną i przymusową usługę sprzątania holu i klatki schodowej? To super(?!), nie musisz już pamiętać o swoim dyżurze, fatygować się za próg mieszkania z miotłą, wiadrem i mopem, tracić czas na durne zajęcie (ledwie posprzątasz, a tu sąsiad w ubłoconych butach właśnie wraca do domu), ani pomstować na współlokatorów z piętra, którzy notorycznie wymigują się ze swego obowiązku. Im dłużej wymieniam, tym bliższa jestem sedna, tak mi się wydaje. Otóż tę cechę społecznego lenistwa zagospodarowały firmy sprzątające, które za zgodą (uchwałą) spółdzielni czy administratora budynku wkroczyły na klatki schodowe i korytarze naszych bloków/kamienic i za drobną (??!) miesięczną opłatą wyręczają nas w tej powinności. W moim przypadku, jest to opłata w wys. 10 zł miesięcznie, w zamian za odstąpienie od dyżuru wypadającego raz na 3 tygodnie, a więc ok. 7 zł za każdy "występ".
I co ja z tego mam? Ano tyle, że nie muszę zaśmiecać sobie kalendarza notatkami  o przypadającym dyżurze, nie zawracam sobie głowy tym, że sąsiedzi jakoś się nie kwapią (często hol był usłany kłębami kurzu, piaskiem oraz psią sierścią), ani tym, że na klatce schodowej ktoś urządza sobie regularną palarnię (pety!), a od czasu do czasu nawet wyprowadzi tam psa z pełnym pęcherzem. Brr, fuj!

Zanim wyjawię, do czego zmierzam, przypomnę tylko, że ongiś na przydzielony lokatorowi rejon (kilka, kilkanaście metrów) statystycznie przypadało jedno wiadro wody (czasem dwa) wytaszczone za próg przez lokatora oraz ździebko płynu do mycia, jeśli nie pożałował. Lokator wyposażony w rzeczone wiadro oraz mopa, sprzątał przydzielony mu rejon z ustaloną w grafiku częstotliwością (mniej więcej).
A jak to wygląda w przypadku zlecenia firmie zewnętrznej sprzątania korytarzy i klatek schodowych? Z moich ustaleń, powziętych z obserwacji metod sprzątania powierzchni komunikacyjnych przez osobę/firmę, której administracja powierzyła to zadanie, wynika iż:
  • sprzątanie zlecone odbywa się raczej regularnie, choć długo trwało, nim ustaliłam kiedy ma miejsce
  • sprzątanie zlecone odbywa się wielokrotnie szybciej niż wykonywane przez lokatora: mnie zamiecenie i umycie "rejonu" zajmowało średnio 20 minut, sprzątaczka omiata jakieś 3 minuty, w drugim "podejściu" myje max 5 minut, łącznie ze schodami
  • faktycznie na co dzień nie ma kurzu, nie widzę też sierści (ale to pewnie dlatego, że pies sąsiada zdechł)
  • hol, niezależnie od tego, czy został umyty 5 dni temu czy przed godziną wygląda niemal tak samo 
  • klatka schodowa jest zwykle zaśmiecona petami i butelkami, czuje się też wyraźną woń moczu
  • od czasu, gdy lokatorzy płacą za sprzątanie, ustały pobytowania dzieci w holu, które kiedyś spędzały tam sporo czasu, bawiąc się  w gry zespołowe podczas niepogody. Przynajmniej jest cicho.
  • blok, w którym jest np. 50 mieszkań obciążonych opłatą 10 zł generuje 500 zł wpływów miesięcznie... itd.
Nie zamierzam występować z apelem, by każdy sprzątał sam, gdyż wielu starszym czy chorym osobom byłoby za ciężko i za nic nie chciałyby zrzec się tej usługi. Mam jednak wątpliwości, którymi chciałabym się podzielić i dowiedzieć: czy tylko ja jestem przewrażliwiona?
Oto moje obiekcje:
Sprzątanie zlecone jest wysoce niehigieniczne - zamiatanie (OMIATANIE) jest pobieżne, ale najgorsze jest tzw. mycie! Polega ono na tym, że jednym wiadrem wody (często bez żadnych środków myjących!) sprzątaczka "obleci" kilka pięter, które dawniej byłyby umyte kilkoma. To, co przeciętny człowiek rozumie przez mycie, w tym przypadku nim nie jest: mop powinien być wypłukany i odciśnięty, a tutaj polega to na tym, że mop jest MOCZONY w coraz brudniejszej wodzie... do czasu wyczerpania zasobów w wiadrze. Nieodciśniętym mopem można zamoczyć (ale nie umyć!) większą powierzchnię, prawda? To dlatego nie mogę rozpoznać, że hol był myty pól godziny temu, bo ani nie czuć żadnych środków myjących, ani tego nie widać: kiedyś zrobiłam test - przejechałam palcem po "umytej" podłodze. Został błyszczący ślad na linoleum, który utrzymał się do następnego sprzątania  :-) .
Dopytywałam się w administracji, jak to jest z tym myciem, jak często i gdzie zmieniana jest woda? "No przecież, że wody nie zmienia się co każde piętro" - usłyszałam rozbrajającą odpowiedź. 
No jasne, że nie - przecież to jakieś chore założenie: jak można wymagać od sprzątaczki, żeby zasuwała po schodach (czy choćby jeździła windą) po umyciu metrażu przypadającego kiedyś na jednego, dwóch, trzech (to ilu, do diaska??!) lokatorów. I gdzie miałaby chodzić po tę wodę, skoro z trudem wtaszczyła niepełne (bo waży!) wiadro na najwyższe piętro? Przecież nie w każdej klatce jest dostęp do wody gospodarczej... Ponadto, sprzątaczka ma sporo do zrobienia w jak najkrótszym czasie (czas to pieniądz, a poza tym, kto sprawdza należyte wykonanie usługi?), więc nie dziwmy się, że robi swoje "piorunem".
A woń moczu na klatkach schodowych? Wiecie, czemu się cały czas tam utrzymuje? Wystarczy, że w jakimś miejscu załatwi się jeden pies (bądź obywatel) - jego mocz zostanie rozprowadzony po całej powierzchni klatki schodowej, no bo przecież schody też da się oblecieć jednym wiadrem! Możemy mówić o szczęściu, gdy ktoś/coś dopuści się tego występku na parterze, znacznie gorzej, jeśli na najwyższym piętrze. Fuj! 
I jeszcze to: zauważyłam, że klatka schodowa jest bardziej zabrudzona niż kiedyś: może dzieci dorosły i zamiast bawić się w holu popijają i popalają na schodach, ale jestem pewna, że dawniej nie odważyłyby się zabrudzić czyjegoś rejonu. Dzisiaj wszystko jest już bezpańskie, można więc się nie krępować... Nawet głupio zwrócić uwagę.
Pamiętacie tę "aferę" z ochraniaczami na obuwie w szpitalach?
Bardzo chciałabym poznać opinię SANEPID w sprawie dopuszczalności świadczenia odpłatnych i przymusowych (a więc jakoś usankcjonowanych) usług sprzątania. A może nie ma z tym żadnego problemu? Ja uważam, że z praktycznego i higienicznego punktu widzenia, tego typu usługa nie powinna mieć racji bytu!
W każdym razie mnie się brzydzi. Dzieciom chyba też. No, ale przynajmniej jest cisza. 
Zaniepokojonych tematem zachęcam do wszczęcia, choćby małego larum w swoim rejonie, a przynajmniej - zwiększenia kontroli poczynań firm sprzątających i domagania się należytego wykonywania usługi.

sprzątanie klatek schodowych, kontrola Sanepid, firmy sprzątające, mycie holi, sprzątanie bloków, sprzątanie przez firmę 


12 komentarzy:

  1. O rany, mam podobne odczucia :-( Ale ja i we własnym domu mam prawdziwego porządkowo-higienicznego hyzia, bez wnikania w śmieszne szczegóły ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzadko kiedy widziałem sprzątaczkę, może ze 2 razy i woda w wiadrze była ohydnie brudna. Wtedy tego jakoś nie powiązałem, ale teraz zwrócę na to większą uwagę. Ja płacę 12,40 miesięcznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za zainteresowanie tym nieco "niszowym" tematem, ale wzbudził we mnie spore kontrowersje: płacimy za usługę, która (często?!!) jest wykonywana byle jak i w sposób urągający jakiejkolwiek higienie! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Spójrzmy na to z innej strony - 500,00 zł płacone firmie sprzątającej. Z tego owa firma opłaca podatek dochodowy i VAT - zakładając, że pracodawca nie ma na tym żadnego zysku(!), pan/pani sprzątająca otrzyma około 330,00 zł pensji. Jeśli kupi sobie bilet miesięczny na dojazdy do pracy - zostanie jej około 200 zł. Na te 200 zł tyra cały miesiąc zimą np.bladym świtem odśnieżając chodniki. Jeśli są intensywne opady śniegu, to czekają ja co najmniej dwie "wizyty" na rejonie dziennie - świątek piątek, czy niedziela. Nie wspomnę, że często i tych 330 zł nie dostanie, bo środki czystości kosztują,a i pracodawca nie jest instytucją charytatywną.
    Kij ma zawsze dwa końce...

    Bibisiowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrząc z tej strony, przyłączam się do bólu jaki przeżyli pracownicy firmy zaopatrującej szpitale w ochraniacze na buty, które okazały się bombą bakteriologiczną. To, że ktoś dostaje 330 zł za oblecenie rejonu przynależnego do 50 mieszkań byle jak i byle czym, jest wg mnie nieporozumieniem. Ja, osobiście, jestem przeciwna tej usłudze i wolałabym sprzątać sobie sama.

      Usuń
    2. 330 zł dostanie jeśli będzie pracował na czarno, bo gdyby jeszcze ZUS doliczyć, to się okaże, że 500 zł brakuje.
      Ja się tam na wspólne sprzątanie "nie piszę" - nie wyobrażam sobie, żebym przed pracą, o 4 rano musiała odśnieżać wokół bloku, czy szorować klatkę (sąsiadów żadna siła by do tego nie zmusiła), latem kosić trawę wokół i formować żywopłot. Ja w to miejsce chętnie dopłacę jeszcze 30 zł i wtedy mogę wymagać.

      Bibisiowa.

      Usuń
    3. Od odśnieżania czy cięcia żywopłotów jest administracja, nie rozumiem dlaczego poruszasz (łączysz) ten temat. Nie wnikam w to, ile ktoś zarobi - należycie wykonując pracę. Ale jeśli ma odwalać fuszerkę, niech siedzi w domu! U nas jedna sprzątaczka obleci tygodniowo całe osiedle, więc koszt jej usługi wynosi kilka TYSIĘCY zł miesięcznie.
      Mój post zdecydowanie bardziej dotyczył (braku) HIGIENY, a nie sfery materialnej.

      Usuń
  5. Różnie bywa. Ja akurat pracuję w firmie mającej (oprócz swojej zasadniczej siedziby) dwa lokale w przylegającym bloku. W tym bloku (wspólnota mieszkaniowa) klatka schodowa zamiatana jest codziennie, myta dokładnie (ze środkami myjącymi) co drugi dzień, a raz w tygodniu myte są lamperie. Gorzej mam tam, gdzie mieszkam (SM).

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie wyglądało i wygląda tak. Mieszkałam/wynajmowałam po jakiś slumsowniach od zawsze (obecnie z wyboru ;) ). Nigdy nie sprzątałam i tylko w jednym mieszkaniu zapukała do mnie sąsiadka odnośnie opłat za sprzątanie klatki (w innych przypadkach było to wliczone w czynsz) ponieważ sprzątała jej koleżanka więc o żadnych vatach, opłatach dla firm nie było mowy. Podobnie jak u ciebie 10 zł miesięcznie + 15 w święta i dzień dziecka (dobrowolne) dla jej dzieci - płaciliśmy dobrowolne składki zawsze bo odwalała kawał dobrej roboty.
    Kiedy urodziło się dziecko stwierdziliśmy że trzeba poszukać lepszego miejsca. Przeprowadziliśmy się na osiedle z lat 90tych, bardzo zielone. Jako że nigdy nie sprzątaliśmy a tylko raz w pierwszym tygodniu, zaraz po przeprowadzce zapukał ktoś do nas w tej kwestii uznaliśmy że tutaj też sprzątanie jest wliczane w czynsz. Po kilku miesiącach wparowała ekipa rozgniewanych bab że jakim prawem nie sprzątamy?!

    A co do jakości? Najgorzej było właśnie tam gdzie sami lokatorzy sobie sprzątali. Każde piętro harmonogram ustalało samo i to wyglądało tak że np najpierw myto 3 piętro a na końcu parter (4 piętro było myte w sobotę, 3 w czwartek a parter w niedzielę) przez co ZAWSZE klatka była brudna (brud z niższych pięter roznosił się na wyższe świeżo umyte). Były pety po papierosach a w klatce unosił się wiecznie smród taniej i wysoce toksycznej chemii gospodarczej po której łzawiły mi oczy a córka pokasływała po każdym naszym przejściu. A między tym unosił się cudowny zapach pozostawionych chyba w celach aromatycznych na każdym piętrze pod co drugimi drzwiami worek śmieci. Każda z tych bab traktowała klatkę jako przedłużenie mieszkania - zostawiali tam meble, rozwieszali pranie. I nieważne że to w regulaminie zabronione a w sąsiednim mieście, w podobnych regionach podobne praktyki doprowadziły do pożaru w którym zginęło 8 osób. Ja nie będę lawirować z miotłom koło ich szmat, stolików i butów więc postanowiłam być tą złą i nie sprzątać ;) - po roku złożyły na mnie donos, ja złożyłam donos na ich praktyki nielegalne i niebezpieczne praktyki po czym się wyprowadziłam (nie tylko z tego powodu - było to najbardziej chamska i nieprzyjemna społeczność - średnia klasa, sikali psami do piaskownicy, srali po placach zabaw "bo oni płacą podatki do dlaczego mają po swoich zwierzętach sprzątać i dużo takich zachowań które każdego normalnego myślącego człowieka doprowadziłyby do zagotowania krwi)

    Teraz mieszkamy w starych kamienicach które też można zakwalifikować do slumsów. Podłogi są myte 2 razy w tygodniu. Na każdym piętrze pani prosi o wylanie i nalanie do połowy wiadra wody. Nie używa żadnej chemii i się z tego bardzo ciesze bo jako że prowadzimy dom bez chemii jesteśmy na nią wysoce wrażliwi (zwłaszcza Potomkini).

    Współczuje ci zapachu moczu. Nawet gdy mieszkałam w najbiedniejszej dzielnicy bytomia (okrzykniętego jednym z najbrzydszych miast polski), naprzeciwko alkoholika którego zbieraliśmy 2 raz w zimę spod klatki i wnosiliśmy do jego pustego mieszkania (wszystko sprzedał na alkohol) pod alkoholową rodziną z 4 dzieci które pukały do nas z pytaniem czy nie mamy puszek po piwie bo potrzebują kasy nie uświadczyliśmy tego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za Twój komentarz. Tak czy owak wychodzi na to, że ktokolwiek by nie sprzątał, powinien robić to należycie i dokładnie. U mnie sąsiedzkie sprzątanie także kulało, ale jeśli teraz została najęta sprzątaczka, za którą płacimy, to niech przykłada się do pracy. Pozdrawiam :-)

      Usuń
  7. Mam pytanie ,czy jest jakaś ustawa dotycząca lokatorów prowadzących remont w swoim mieszkaniu, przy tym drzwi otwierane są na klatkę schodową i cały ten kurz z docierania ścian znajduje się właśnie na klatce schodowej,Co można zrobić aby takie sytuacje nie miały miejsca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że dobrym źródłem informacji będzie administracja osiedla czy domu - możesz złożyć tam skargę na sąsiada. Administracja odpowiada za utrzymanie porządku, zatem albo posprząta, albo zdyscyplinuje sąsiada. Wiem, że może to być iluzja, ale próbować warto i warto dawać wyraz temu, z czym się nie godzimy.

      Usuń