czwartek, 11 lipca 2013

Zadać bobu... z masełkiem

Ugotowany młodziutki bób najlepszy w wersji "light" - z odrobiną masła i soli

Są takie produkty lub potrawy, na które mam ochotę zaledwie raz, dwa razy w roku, ale ten raz czy dwa są dla mnie ważne i nie rezygnuję z okazji. Należy do nich bób. To trochę dziwne, prawda? Zwłaszcza, gdy natrafi się na informację, że bób był znany i uprawiany co najmniej od 10 tysięcy lat i aż do XVII wieku w Europie Środkowej był jednym z podstawowych pokarmów. Dopiero później stopniowo zastąpiły go fasola, kukurydza, no i ziemniaki. Zainteresowanych historią bobu odsyłam do bardzo ciekawego artykułu, natomiast chętnych do jego łatwego ugotowania i skosztowania zapraszam do dalszej lektury :-) .
Obecnie trwa sezon i bób, zwykle w półkilogramowych woreczkach można kupić niemal na każdym straganie czy w warzywniaku. Mimo, że ziarna bobu nadają się do mrożenia (można także kupić bób mrożony), z pewnością najsmaczniejszy jest ten młody i świeży.
Ja przygotowuję bób w wersji light, czyli podaję go z wiórkami masła do smaku. A gotowanie jest banalnie proste. Pamiętać trzeba jedynie o paru zasadach. A ponieważ danie serwuję tak rzadko, pozwolę sobie "upamiętnić" je tutaj (wiecie, że ja też zaglądam do swoich postów, by przypomnieć sobie niektóre przepisy lub porady? A z założenia blog miał służyć moim dzieciom, gdyby zechciały  kiedyś mnie przepytywać w przypływie zapału np. kulinarnego, nagabując mnie uporczywymi telefonami i wyrywając ze starczej drzemki  :-P ).


Tak więc kupujemy bób, który wygląda świeżo i apetycznie (to bardzo istotne). Jeśli do wykarmienia jest półtora amatora bobu, to pół kilograma wystarczy (zatem trzech amatorów spokojnie skonsumuje kilogram).
Bób wystarczy opłukać i wsypać do wrzącej wody. Na pół kilograma będzie to około 1 litra. Wodę traktuję jedną płaską łyżeczką soli (dosalanie do smaku będzie odbywać się na talerzu, każdemu wg uznania) oraz odrobiną oleju.
Na temat solenia wody, w której gotuje się bób są dwie szkoły. Jedna mówi, że bób wrzuca się do wody posolonej, druga, że soli się pod koniec czasu gotowania. Moje rozstrzygnięcie jest następujące: wodę można posolić już na początku, albowiem młodemu ziarnu w żaden sposób to nie zaszkodzi. Natomiast gdyby gotować bób bardziej dojrzały (pod koniec sezonu), wówczas radziłabym solić pod koniec, bowiem sól powoduje twardnienie ziarna.
Bób doprowadzamy do wrzenia i gotujemy na małym ogniu przez 15 do 20 minut (jeśli starszy i twardszy, to nawet 25-30 minut). Ziarno ze zdjęć było gotowane akurat 20 minut i, szczerze mówiąc, o ciut za długo. Im świeższy (młodszy) bób, tym delikatniejszy i szybciej się ugotuje.
Do wody warto dodać gałązkę kopru (ja dodałam suszony koperek), który znakomicie podniesie walory smakowe i... zapachowe. Jak dla mnie, zapach gotującego się bobu, nie należy do ulubionych, natomiast po dodaniu dużej szczypty koperku, poprawił się diametralnie.

Gotowanie młodego bobu trwa zaledwie kilkanaście minut. Trzeba tylko wiedzieć/pamiętać o kilku prostych zasadach

W kwestii czasu gotowania informuję, że niektórzy lubią bób surowy (nie próbowałam) lub blanszowany (krótko obgotowany we wrzątku, posolonym zapewne, i przelany zimną wodą). Zatem amator gotowanego bobu, po około 15 minutach może zacząć przypuszczać, że ten "dojrzał" do spożycia i spróbować jedno ziarno. Wszystko po to, by uchwycić moment należytego stanu skupienia zawartości ziaren i nie dopuścić do ich rozgotowania na papkę.
Ugotowany bób wyjmujemy delikatnie łyżką cedzakową i wykładamy na talerze. Dodajemy wiórki masła, lub masło roztopione i mając w zasięgu solniczkę oraz widelec zasiadamy do konsumpcji. Smacznego!

 Aaa, a co ze skórkami (łupinkami) bobu?! 

Ja powiem tyle - ten bób, który widzicie na zdjęciach był tak delikatny, że skórki były mięciutkie i wręcz dodawały lepszego smaku. Celowo obrałam kilka ziaren i porównywałam smaki. Moim zdaniem, ziarno w łupince było o wiele lepsze niż bez (samo zielone ziarno wydawało mi się jakieś mdłe). Zatem, jeśli ktoś lubi bób, niech je go właśnie teraz, póki młody i delikatny (ale trzeba zwracać uwagę na wygląd, czyli świeżość). I pamiętać o tym koperku!


Świeży młody bób jest bardzo delikatny i można go jeść razem z łupinami, które zawierają najwięcej cennych składników.

W sprawie bobu wspomnę jeszcze o tym, że porcja z ok. 35 dag surowego ziarna, po ugotowaniu (plus masełko) będzie miała kaloryczność jednego pączka, za to ile cennych wartości odżywczych! Te 35 dag to taka średnia porcja dla amatora bobu, stąd pozostałe 15 dag nasyci w zupełności osobnika nastawianego do bobu średnio na jeża. W razie czego może on ciut odstąpić smakoszowi, który z pewnością nie odmówi poczęstunku.

Bób jest warzywem strączkowym charakteryzującym się wysokimi wartościami odżywczymi przy stosunkowo niskiej zawartości kalorii. Cechuje się znaczną zawartością błonnika pokarmowego i niską zawartością tłuszczu co sprawia, że bób może być stosowany przez osoby chcące schudnąć oraz takie, które chcą prowadzić profilaktykę w chorobie wieńcowej lub osoby ceniące prawidłową zbilansowaną dietę. Więcej o wartościach odżywczych bobu można przeczytać tutaj.

Niestety, jakieś 38,5 tysięca Polaków nie powinno mieć z bobem (surowym ziarnem, a nawet pyłkiem) nic do czynienia, gdyż występuje u nich mutacja genetyczna objawiająca się niedoborem enzymu – dehydrogenazy glukozo-6-fosforanu, przejawiającym się chorobą – tzw. fawizmem.
Osoby z mutacją w genie G6PD na chromosomie X, po spożyciu surowego bobu lub po narażeniu na jego pyłek, mogą odczuwać bóle głowy, brzucha, nudności, często pojawia się gorączka, objawy żółtaczki a także, co najczęściej jest następstwem kontaktu z surowym bobem –  samoczynnego rozpadu czerwonych krwinek (hemoliza), która doprowadza do ciężkiej anemii.
Osoby powinny obserwować reakcję swojego organizmu po spożyciu bobu – niepokój powinny wzbudzać objawy takie jak:
ciemne zabarwienie moczu, osłabienie, a także zażółcenie spojówek oraz skóry. Jednak, aby na 100 % potwierdzić czy chorujemy na fawizm warto wykonać prosty test krwi, polegający na oznaczeniu poziomu enzymu dehydrogenazy glukozo-6-fosforanu.

Kto jest szczególnie zagrożony na zachorowanie po spożyciu surowego bobu/kontakcie z pyłkiem?

Fawizm jako choroba jest przenoszona genetycznie, cierpią na nią przeważnie mężczyźni u których obserwuje się najczęściej objawy – jednak nawet osoby u których nie stwierdza się objawów, mogą być nosicielami wadliwego genu i przekazywać go swoim dzieciom. Najczęściej fawizm dotyka osoby zamieszkujące tereny położone nad Morzem Śródziemnym ale także dość często odnotowywany jest wśród mieszkańców Afryki a także południowej Azji. (źródło)

Z powyższego rozumiem, że bób ugotowany jest jednak nieszkodliwy. Zatem zachęcam do jego spożywania. W formie ugotowanej - tak na wszelki wypadek (żeby nie było).

Jest takie powiedzenie "zadać bobu". Znaczy to tyle, co dokuczyć komuś, dołożyć w sensie fizycznym lub intelektualnym, dać do wiwatu, dać nauczkę, dać się komuś we znaki, a nawet - być dla kogoś bardzo surowym lub bezwzględnym.
Dawanie bobu polegało na przeciąganiu po głowie kolegi knykciami wszystkich palców, co przypominało ruchy palców przy sadzeniu bobu – J. Krzyżanowski

To już lepiej sadzić bób niż zadawać, no chyba, że nie ma wyjścia lub ktoś się o to prosi.
148.063

bób jak gotować, bób gotowanie, fawizm, wartości odżywcze bobu, czy można jeść łupiny bobu, objawy po zjedzeniu surowego bobu, dlaczego nie jeść surowego bobu, zadać bobu

3 komentarze:

  1. mniaaam.... ide do sklepu... mam smaka na bób :D

    OdpowiedzUsuń
  2. oj, kilogram to ja sama wsuwam :) ale kilka razy w roku można :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo ograniczania soli, bób uwielbiam z dużą jej ilością

    OdpowiedzUsuń