wtorek, 20 sierpnia 2013

Komfort drugiej połowy. Życia




Słyszeliście? Najstarszy człowiek świata skończył niedawno 123 lata!
Podobno człowiek mógłby żyć i 130 lat. To ciągle teoria, ale być może, kiedyś będzie to osiągalne. Rozwój medycyny i innych nauk, dzięki którym możliwe będzie przedłużanie życia niemal w nieskończoność, w przyszłości  stanie się faktem powszechnym(??). Zapewne najpierw ZUS przejdzie do historii, a mimo to, wiek emerytalny zostanie podniesiony do minimum dziewięćdziesiątki  ;-P . Wówczas, choć nieszczęśliwe wypadki będą zdarzać się nadal, naturalna śmierć ze starości w wieku 80 lat może zostać zakwalifikowana jako... niedopatrzenie.
Ale spójrzmy na etapy życia człowieka: słodki szkrab, młody człowiek, człowiek w sile wieku, człowiek w średnim wieku (teoretycznie to właściwie to samo, ale od razu lepiej brzmi i jakby wydłuża okres wieku dojrzalłego), człowiek w wieku podeszłym, starzec.

sobota, 17 sierpnia 2013

Chłopski omlet dziecinnie prosty

Chłopski omlet dziecinnie prosty

Ziemniaki, do tego jajka sadzone i szybki obiad gotowy. Ale czy nie można by trochę pokombinować, urozmaicić to dość nudne danie? W dodatku, gdy tylko jeden czy dwa ziemniaki zostały od wczoraj... Jedna osoba się nie naje, to tym bardziej dla drugiej nie starczy.
Proponuję dziś danie obiadowe super proste, super szybkie i bardzo smaczne i niemal z niczego  ;-) . Można je przygotować na dużej patelni dla jednej lub dwóch osób. Ze względu na to, że wszystko dzieje się błyskawicznie proponuję wersję luksusową, czyli dla każdego po kolei, za to wedle upodobania :-).
Chodzi o coś w rodzaju omletu z samych jajek (czyli bez mąki i mleka, jak podawałam w wersji na słodko) z gotowanymi ziemniakami pokrojonymi na cienkie plasterki oraz dowolnymi dodatkami, jak np.: szczypiorek, papryka, boczek, cienka parówka lub kiełbasa, pieczarki, fasolka, pomidory, wędlina, żółty ser i... co tam jeszcze lubianego przyjdzie do głowy, a przede wszystkim jest w zasięgu ręki. Oto kolejny sposób na oczyszczenie lodówki z resztek i okazja do wyczarowania nietuzinkowego dania. Zwłaszcza dla osoby, której kulinarna edukacja stanęła na zaparzeniu herbaty ekspresowej i ewentualnie gotowaniu jajek na twardo. Chcę w ten sposób uświadomić, że owo danie jest tak proste, iż każdy jest w stanie je przyrządzić, także pod naszą nieobecność. Nawet ten, kto nie potrafi usmażyć sadzonych jajek, bo to też pewna sztuka :-) .


czwartek, 15 sierpnia 2013

Odkrywcze pomyłki




Ech, coś mnie chyba zamroczyło  (no bo to jeszcze nie skleroza, mam nadzieję), gdy po raz pierwszy po powrocie z wakacji zabrałam się za pieczenie ciasta. Prosty przepis, już go podawałam, nawet dziecko bez trudu zapamięta i zrobi. No więc robiłam je z pamięci. Wszystko poszło gładko i sprawnie: raz dwa zamieszałam składniki, wylałam na tortownicę i wstawiłam do odpowiednio rozgrzanego piekarnika. Nastawiłam minutnik, żeby nie przegapić krytycznego momentu (zauważyłam, że czas pieczenia ciast w moim nowym, elektrycznym piekarniku skrócił się o jakieś 30% w porównaniu do gazowego) i zajęłam się innymi sprawami. Zaglądałam do piekarnika (światełko mam, to widzę przez szybkę), patrzę - trochę słabo rośnie, więc ze 170 stopni podkręciłam na 180 i włączyłam dodatkowo termowentylator. Po chwili znów zaglądam - ciasto ładnie się wybrzusza i brązowieje (w końcu to murzynek był, więc musiał), po upływie dwudziestu kilku minut, tak na wszelki wypadek nakłułam ciasto patyczkiem. Wyciągam, badam - u góry upieczone, ale spód jeszcze nie (koniec patyczka wyraźnie wilgotny). No to jeszcze niech się piecze. Wyłączyłam piekarnik po jakichś 35 minutach, bo ciasto mocno już pachniało, a jakieś 5-7 minut przed końcem troszkę zmniejszyłam temperaturę, by czasem nie przypalić zamiast dopiec.
I właśnie wtedy zamroczenie (zmianozis sklerozis??) odpuściło!

wtorek, 13 sierpnia 2013

Nasze drogie śmieci




Na terenie hotelu, w którym niedawno bawiłam, znalazłam taki oto zestaw pojemników do segregowania śmieci. Hm, można by rzec - segregacja po egipsku: "antyczne" amfory w adekwatnych kolorach plus opis, by każdy gość mógł się ekologicznie spełnić. Myślę, że niniejszy zestaw to taki pic pod europejską publiczkę, bo zebrane śmieci pewnie i tak lądowały we wspólnym pojemniku. W końcu był to jeden jedyny, bądź jeden z dwóch tego typu zestawów na terenie całego hotelu. Ale nie zamierzam pokpiwać z egipskiego podejścia do tematu śmieci, które podobno są  wywożone na bezludną i bezkresną pustynię, czyli tuż nieopodal.
Zajrzyjmy na nasze własne, polskie statystyczne podwórko, na którym obok miejsc parkingowych stoją pojemniki służące do segregacji śmieci, których, zgodnie z ustawą, musi być całkiem sporo.
Jakiś czas temu otrzymałam stosowną ulotkę edukacyjną, która obecnie jest już nieco sfatygowana. Zatem dla uwiecznienia jej treści, posłużę się nią, by raz na zawsze(?) zapamiętać jak należy prowadzić selektywną zbiórkę odpadów.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Słowo o komentowaniu


Poza rosnącą liczbą odwiedzin komentowanie postów jest (dość) istotną sprawą dla prowadzącego blog. Dzięki funkcji "skomentuj" czytelnicy mają możliwość wyrażenia swojej opinii pod konkretnym postem, co dla autora może stanowić cenną wskazówkę, inspirację, potwierdzić lub zaprzeczyć, że to, co opublikował było interesujące i przydatne. Krótko mówiąc, komentowanie jest formą kontaktu między czytelnikami a autorem bloga. Mała ilość odwiedzin i jeszcze mniejsza komentarzy może świadczyć o tym, że dany blog nie cieszy się popularnością, ani zainteresowaniem, bo: 1/ jest nieciekawy, albo niszowy lub 2/ owszem, zapowiada się, lecz powstał niedawno i nie zdobył jeszcze należytej rzeszy czytelników. 
W pierwszym przypadku, autor bloga mógłby spojrzeć bardziej krytycznie na swe dzieło i ocenić, czy jest w stanie zrobić coś, by blog był bardziej interesujący, a jeśli jego tematyka jest niszowa - czy dałoby się go trochę "otworzyć" (lub nie robić nic, pisząc blog dla siebie, tak jak to robię na moim fotoblogu, prowadzonym dla własnej przyjemności  :-) ). 

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Wakacje po mojej myśli




Właśnie wróciłam z Egiptu. Cała i zdrowa. Zemsty faraonów nie odnotowałam. Może miałam szczęście, trafiając tam gdzie trafiłam, a może pewna doza doświadczenia uchroniła mnie przed niechcianymi niespodziankami, które mogłyby spaskudzić nawet najlepiej zaplanowane wakacje.
Chętnie podzielę się swymi spostrzeżeniami i "sposobami" - być może kogoś to zainteresuje, zwłaszcza, że sezon wyjazdów do ciepłych krajów potrwa jeszcze 2-3 miesiące.
Nie będzie to ogólny poradnik dla wszystkich, raczej moje osobiste uwagi i doświadczenia zebrane z kilku tego typu wypraw. Wszak, gdy przychodzi co do czego, liczą się właśnie szczegóły.
Dziś napiszę o moim sposobie na wybór oferty last minute, czyli terminu, biura podróży i hotelu (wszak nie ma powodu, by przepłacać rezerwując wyjazd zimą. Lato ma to do siebie, że jest gorąco: topnieją więc lody i ceny  :-) ).
Jak dotąd, całkiem dobrze udawało mi się zdobyć ofertę w dobrej cenie w odpowiadającym mi terminie zaplanowanego urlopu (dobrze jednak, gdy w pracy istnieje możliwość przesunięcia terminu jego rozpoczęcia, by zgrać go z terminem wylotu. Elastyczność szefa jest zatem mile widziana).
Obecnie sporo ofert posiada w pakiecie wyżywienie "all inclusive" (wszystko w cenie. No, prawie wszystko) i jest to najkorzystniejsze rozwiązanie, zwłaszcza dla ducha, o czym później.
Wyżywienie HB, czyli śniadania i obiadokolacje jest wyjściem przyzwoitym, ale znacznie mniej komfortowym, chyba, że... cena oferty jest naprawdę korzystna i, co istotne - wiemy, że hotel położony jest nieopodal lub wręcz w jakiejś miejscowości, gdzie są tubylcy, a więc i sklepy, więc będzie można coś dokupić (zwłaszcza napoje) w ludzkich cenach. Jeśli hotel położony jest w całkiem sporej miejscowości (mnogość sklepów, restauracji), równie dobrym rozwiązaniem będą same śniadania. Wówczas stołujemy się w dowolnie wybranych restauracjach czy knajpkach, zmieniając je jak rękawiczki, w dogodnej dla siebie porze dnia/nocy (kilka lat temu byłam na tej zasadzie w kurorcie Złote Piaski i ta opcja sprawdziła się doskonale).