poniedziałek, 24 listopada 2014

Rzecz o warzeniu kiszonej kapusty


Jesienią i zimą, gdy jest już zimno i paskudnie, a nam brakuje energii, kapusta kiszona aż prosi się o to, by ugotować ją jako dodatek do obiadu (np. kapusta zasmażana, kapusta z pieczarkami, kapuśniak - zupa) czy samodzielne danie, czyli bigos. Oczywiście, surowa też jest bardzo smaczna i zdrowa, pełna witamin, potasu, wapnia i fosforu oraz naturalnych przeciwutleniaczy i bakterii pożytecznych dla naszego układu pokarmowego. Polana niewielką ilością oliwy czy oleju (dla złagodzenia kwaśnego smaku i lepszego przyswajania witamin) jest świetnym i błyskawicznym w przyrządzeniu dodatkiem do np. ryby z ziemniakami. Jednak dla wrażliwych żołądków surówka z kapusty kiszonej może być sporym wyzwaniem ze względu na niskie pH (czyli kwaśność).
By skrócić rozważania na temat czy zdrowsza jest kapusta surowa czy gotowana, proponuję odwołanie się do swej intuicji poprzez wizualizację surówki a następnie kapusty ugotowanej i... przygotowanie tego co podpowie nam (w danym momencie!) niezwykle czuły instrument jakim jest nasz organizm - "ślinotok powizualizacyjny" powinien być wskazówką wartą wzięcia pod uwagę  :-D . Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli mam na coś wielką ochotę, odczuwam ogromny apetyt, to znaczy, że właśnie tego potrzebuję. Innymi słowy, nie dam się katować wymyślnymi dietami, które tworzą... inni ludzie. Nie znoszę też jednostajności. Rozmaitość jedzenia jest akurat atutem, który pozwala najlepiej uzupełniać ewentualne niedobory jadłospisu.
 Dodam jeszcze, że kapusta uchodzi za najzdrowszą jarzynę, nie mającą sobie równych pod względem właściwości leczniczych (i profilaktycznych) i nawet poddane obróbce termicznej zachowuje ich sporo. Na końcu wpisu podaję kilka linków dotyczących właściwości tej jarzyny (spożywanej na surowo) tudzież tego warzywa, spożywanego po akcie warzenia.
Zatem, jeśli Twoja wizualizacja wskazuje na kapustę gotowaną - możesz czytać dalej  :-)

wtorek, 30 września 2014

Bal u króla, czyli co Cię ubiera?



Wkrótce nadejdzie Twój wielki dzień! Właśnie otrzymałaś zaproszenie na królewski bal. Panny niezamężne mogą liczyć na rękę następcy tronu, mężatki też się cieszą, bo zaszczyt to wielki - będzie okazja do nawiązania lub odnowienia znajomości w sferach, a przynajmniej do prezentacji w pełnej krasie (czytaj: niechaj wszystkie spuchną z zazdrości).
Pytanie kluczowe - w co się ubrać? Oczywista konsternacja i jęk zgrozy w stylu "Nie mam co na siebie włożyć!!"-
Ale nie martw się! Król w swej dobroci i szczodrobliwości każdej zaproszonej pannie i niewieście oferuje pokaźną sumkę na skompletowanie odpowiedniego stroju. Zatem nie musisz przejmować się kosztami, możesz wybierać, przebierać! Tylko jak to sensownie zrobić?
 
Opcja pierwsza: błyszczeć, błyszczeć, oślepić wszystkie inne, olśnić królewicza!
Jaką suknię wybierzesz spośród dwóch identycznych - złotą czy srebrną?   Odpowiedz bez zastanawiania.

Opcja druga: uwieść, olśnić, ale bielą!   A jaki odcień bieli byś wybrała: śnieżnobiały, mleczny, ecru czy kość słoniową?  Który z nich najbardziej Tobie by odpowiadał, pasował?
A może czerwień? W takim razie - w jakim odcieniu? Czystym i żywym; nieco spokojniejszym, jakby spłowiałym, wpadającym w malinowy, czy może w odcieniu ceglastym lub rudawym?
Wolisz błękitny, ale jaki odcień? Lodowaty (czysty), bardziej pastelowy, czy może ten bardziej stalowy, albo raczej morski?
A w ogóle to jakie kolory lubisz? Zimne, mocne i czyste? Czyste, ale nieco spłowiałe? A może wolisz kolory ciepłe, złamane, kolory ziemi?

czwartek, 14 sierpnia 2014

Wywiadówka u Bożenki - o przymiotach zmywarki



Pamiętacie historyjkę sprzed dwóch czy trzech lat, ponoć autentyczną, która obiegła niemal cały świat? Otóż nauczycielka w amerykańskiej szkole podniosła larum z powodu kilkuletniego dziecka, które nie przyniosło ze sobą śniadania. Wszczęte dochodzenie na wyższym szczeblu (kontakt z rodzicami) wykazało, że tego dnia akurat wszyscy trochę zaspali i wyprawiając dziecko do szkoły, rodzice nie zdążyli umyć pojemnika na śniadanie swego potomka w zmywarce. Na ręczne umycie śniadaniówki rodzice się NIE ZDECYDOWALI...
Kiedy to usłyszałam w radiu zaśmiałam się z niedowierzaniem (jak można nie umyć pojemnika w zlewie???), ale odkąd mam zmywarkę, zwrot ZDECYDOWAŁAM się umyć coś tam wszedł do stałego użytku  :-P . Obecnie więc DECYDUJĘ się umyć np. drewnianą łyżkę, którą za chwilę będę potrzebować, opłuczę talerzyk oprószony okruchami chleba czy biszkoptów, a nawet umyję garnek, taki wiecie, tylko trochę brudny - wystarczy przetrzeć myjką z płynem i opłukać. Wolę umyć jeden garnek, który zająłby dużo miejsca w zmywarce niż stos tłustych talerzy i pęk sztućców.
        Zakontraktowanie Bożenki okazało się strzałem w dziesiątkę. Minął już ponad rok odkąd zamieszkała w mojej kuchni, czas więc na wywiadówkę z lekkim psychologicznym akcentem (jak zmywarka wpłynęła na me psyche. Zaznaczam, że wcześniej nie posiadałam takiego przybytku).

środa, 23 lipca 2014

Pekińskie gołąbki - znaczy szybkie


 Dziecięciem będąc nie przepadałam za gołąbkami, głównie za sprawą kapusty, której to liści (grubych, włóknistych nerwów) zgryźć nie mogłam. Nie cierpiałam też grożącej rozbryzgami szamotaniny z nitką, którą obwiązany był każdy gołąbek, by nie rozpadł się w czasie gotowania. Jednak sam smak gołąbków (mielonego mięsa z dodatkiem ryżu oraz delikatnej (czytaj: należycie ugotowanej) kapusty bardzo mi odpowiadał. Jeśli chodzi o moją samodzielną już, kuchenną "karierę", realizacja przedsięwzięcia pt. "Gołąbki w kapuście" ograniczała się do pojedynczych zrywów w ciągu... dekady. Dlaczego?
Problem pojawiał się na samym początku - z kapustą. Żeby ze "zwykłej" kapusty wyszły gołąbki, głowa musi być dość duża. Teoretycznie (wg przepisu) powinna być to główka kapusty o wadze półtora kilo. Nigdy takiej nie udało mi się kupić - zawsze miała ze dwa albo więcej. Jak większa - to znów był problem z jej średnicą (by zmieściła się go gara celem sparzenia liści we wrzątku). Wycięcie głąba to kolejne wyzwanie (trzeba uważać na tętnice  ;-P ), konieczne jednak, by w miarę bez uszczerbku odejmować liście (tak i tak niejeden się przerwał). Oj, nie będę już dalej ciągnąć tej historii, dodam tylko, że łatwiej szło z kapustą włoską niż białą (zwaną cukrową).
Drugi problem polegał na tym - przez ile dni można chcieć jeść gołąbki?? No, jak się zrobiło z dwóch kilo kapusty, to ze cztery dni. Nawet najlepsza potrawa może obrzydnąć w dniu czwartym.
Trzeci problem związany był z pacholętami, które nadzienie gołąbków, owszem, przełknęły (z ziemniakami i sosem), ale kapustę skwapliwie... oddawały. Na co więc potrzebny był mój wysiłek?

czwartek, 3 lipca 2014

eDodatki?? A, wodotryski!



Nie pojmuję jak to możliwe, że będąc raczej na bakier z techniką, jestem w stanie komukolwiek pomóc, doradzić w kwestii blogowych gadżetów. A jednak! Co jakiś czas ktoś informuje mnie w komentarzu pod którymś z wpisów z działu "Blogowe wodotryski", że właśnie (dzięki moim poradom) niemal odkrył Amerykę, czyli wstawił wymarzony gadżet na swoją stronę. Rozmyślając nad tym faktem przez chwilę (bo myślę szybko ;-P ) doszłam do wniosku, że to nic innego, jeno moje nadzwyczajne zdolności do udzielania instruktażu metodą łopatologiczną sprzyjają pomyślnym instalacjom gadżetów/widżetów, których przecież nie tworzę. Wynajduję je tylko, dumam nad nimi i ewentualnie (choć często) rozgryzam niepojęte słownictwo zawarte w mądrych instrukcjach dotyczących instalacji na blogu, no i próbuję do skutku.
Pomyślałby kto, że te wszystkie te gadżety są dla asów programowania, a humaniści (np. laicy prowadzący blogi) niech się bujają.
Tym razem polecę Wam i omówię kilka gadżetów, których instalacja jest banalnie prosta. Nie wiem jednak, czy uważacie je za niepotrzebne, nieatrakcyjne i dlatego ich nie macie, czy też o nich nie wiecie?
Przez odejmowanie (i na logikę rzecz biorąc) niniejszy post może zainteresować tych, którzy chcom mieć gadżet na swoim blogu/stronie, a nie wiedzom, że takie som  ;-P 

piątek, 2 maja 2014

Szaszłyk drobiowy z grilla


Szaszłyk z piersi indyka lub kurczaka ? Jak najbardziej!
Przygotowanie szaszłyków, porównując do karkówki, boczku czy kiełbasek z grilla, wymaga znacznie większego nakładu pracy i czasu i nie jednego, a kilku składników. Mięso na szaszłyk pewnie może być różnego rodzaju, ale my "praktykujemy" albo szynkę lub schab wieprzowy, albo piersi indyka/kurczaka. Do tego boczek świeży, cebula oraz przyprawy.
Co do mięsa drobiowego - owszem, jest delikatniejsze (zawiera więcej wody) i zdawać by się mogło, że nie bardzo nadaje się na ruszt. Zapewniam jednak, że można je zastosować z pełnym powodzeniem zamiast schabu czy karkówki. Aby zapobiec przedwczesnemu upieczeniu się mięsa drobiowego, po prostu kroję je na większe (grubsze) kawałki, natomiast boczek i cebulę na cienkie plasterki. 

czwartek, 10 kwietnia 2014

Odmienić poduchę




Pewnie patrzysz z politowaniem na zdjęcie powyżej i zastanawiasz się - CO to ma być? Już mówię.
W zamierzeniu miała być to poducha do postawienia na podłodze, akurat. Na przykład przy drzwiach balkonowych, gdy zimą wiało. Co prawda miała nieco BARDZIEJ przypominać/sugerować torbę plażową, ale trudno - tak to bywa z prototypami - wyszła siata  :-P  Niemniej, a może właśnie dlatego, że wygląda jak wygląda - jak najbardziej sugeruje, że jej miejsce jest na podłodze.
Oj, nie ma sensu opisywać co dokładnie mnie natchnęło - stało się i już! Miałam niepotrzebną poduszkę, na której nikt nie chciał spać, a wyrzucić żal. Do tego natknęłam się na jakieś bluzeczki i wdzianka, na których nikt dotąd się nie poznał. Zestawione razem jako barwne plamy prezentowały się obiecująco, więc na hurra wzięłam się za krojenie i szycie, z projektem jedynie w myślach.
Tak więc powstała poszewka na poduszkę, nad której urodą niekoniecznie warto dyskutować, natomiast istnieje cień powodu tłumaczącego dzisiejszą o niej wzmiankę (pomijając fakt, że swoje zadanie stróżowania na podłodze pełniła znakomicie - nikomu nie przyszło do głowy pytanie: a czemu ta poduszka leży/stoi na podłodze??).

wtorek, 1 kwietnia 2014

Nadchodzi era autofryzjera

W dużym mieście przy ruchliwym rondzie automyjnia zawsze ma wzięcie. Kolejka zwykle nie jest długa, bo cała operacja mycia, spłukiwania i ewentualnego woskowania samochodu trwa nie dłużej niż 10-15 minut. I właśnie w takim miejscu, przy automyjni powstał autofryzjer. Nie, nie chodzi o postrzyżyny samochodu, lecz kierowcy. Oto w tym samym czasie, w którym ten rozstaje się ze swym pupilem, oczkiem w głowie - czasie koniecznym na przywrócenie mu właściwego blasku, a czasem i kolorytu, ów kierowca również ma szansę odświeżyć swą... koafiurę. W dziesięć minut? Każdy powie, że to niemożliwe, a jednak.
Strzyżenie przebiega w sposób automatyczny i dość oryginalny. Całe urządzenie to niewielka kabina wyposażona w wygodny fotel, wieszaczek na odzienie wierzchnie, dużą bańkę, w której mieści się owłosiona część głowy oraz programator służący do wyboru opcji fryzury. Opcji jest jak dotąd chyba cztery, ale programator jest przewidziany w niedalekiej przyszłości na kilkanaście fryzur. Miła kasjerka automyjni, gdy tylko wyraziłam swoje zainteresowanie owym ustrojstwem fryzjerskim, z chęcią i obszernie wyjawiła mi tajniki jego działania.
Dodatkowo, ponieważ obowiązuje oferta promocyjna i skorzystanie z autofryzjera jest możliwe za bagatela 12 zł bez 1 grosza (do 6 kwietnia włącznie), zdecydowałam się zaryzykować. A dlaczego? Nim opowiem na czym to wszystko polegało, wyjaśnię jeszcze, że kierowałam się następującymi przesłankami: przekonujący opis skutecznego działania, cena oraz wystarczająco odległy termin świąt (w razie czego - zakładałam - włosy jako tako odrosną). Wrażenia z tego przeżycia były dość osobliwe, ale wynikało to raczej z oryginalnej, niestosowanej dotąd techniki owego strzyżenia, a efekt okazał się więcej niż zadowalający. Poza tym, wg zapewnień (gwarancji!!) miłej kasjerki, operacja miała zamknąć się w czasie nie dłuższym, niż mój samochód zostanie obtarty z ostatniej kropli wody. Gdyby potrwało to, choćby o 61 sekund dłużej, opłata za usługę autofryzjera AUTOmatycznie spadłaby o 50%.

poniedziałek, 24 marca 2014

Boczek duszony i ten sos!


Co powiesz na choćby namiastkę, ale jakże smakowitą, wędliny domowej roboty? No, to też niezupełnie wędlina (bo ze świeżego boczku - duszonego, nie wędzonego) - jak zwał tak zwał - obkład do chleba własnej roboty, którego produktem ubocznym jest doskonały sos na obiad. W tym wypadku, obiad będzie raczej daniem bezmięsnym, ale smak i aromat sosu wynagradza tę "niedogodność". Za to na śniadanie czy kolację - okład do chleba: rolada z duszonego boczku. Mniam!
Przepis łatwy i szybki w realizacji dedykuję wyłącznie tym, którzy 1/ nie boją się odrobiny(!) tłuszczu, 2/ stosują dietę Kwaśniewskiego ("smalec gęsi wypij duszkiem") lub 3/ zechcą spróbować czegoś dobrego. W końcu coś takiego robię raz w roku, ale sosu wystarcza na 3 dni.
Do przygotowania owego specjału potrzebny jest boczek świeży i piękny, znaczy się chudy, mięsny. Oraz przyprawy, cebula i woda, no i trochę tłuszczu do obsmażenia.

Sposób przygotowania rolady z boczku świeżego (oraz sosu):

czwartek, 20 marca 2014

Sprzątanie - często, czasami i zawsze

 

Sprzątanie nie wydaje się aż takim okropnym zajęciem, gdy mamy świadomość, że nie wszystkie domowe sprzęty i zakamarki wymagają każdorazowego pucowania, mycia, odkurzania, dezynfekowania i czego tam jeszcze. Owszem, pewne miejsca muszą być stale utrzymywane w czystości i porządku (np. kuchenny blat), ale wiele miejsc w naszym domu wystarczy ogarnąć raz w tygodniu albo jeszcze rzadziej. Dziś, nadal inspirowana treścią książki "Svabba - sprzątanie", postaram się ująć temat sprzątania (miejscowego) w wymiarze czasowym (częstotliwości).
Zasada "Zawsze lepiej sprzątać po trochu i często, niż dużo i rzadko" brzmi dość przyjaźnie, prawda? Gdyby jeszcze zwrócić uwagę na taką prawidłowość, że świeże plamy, zabrudzenia usuwa się szybciej niż niż stare, zaschnięte, to znów zrobimy krok do przodu. Na przykład kuchenka - gdy coś wykipi, chlapnie, zatłuści - szybciej usuniesz zabrudzenia "za świeżego prawa", od razu, póki płyta jest jeszcze ciepła. Plama z obrusu czy odzieży szybko zamoczona, choćby w wodzie, niejednokrotnie zejdzie od razu. Wiele zadań można wykonać szybko, jeśli zostaną ogarnięte... na bieżąco.
Sprzątanie można ułatwić sobie, gdy podzielimy je na trzy kategorie: zawsze, często i czasami. Brzmi to całkiem zachęcająco, ponieważ oznacza, że nie wszystkim trzeba zajmować się za każdym razem.


poniedziałek, 17 marca 2014

Tradycyjna sałatka jarzynowa




Przygotowanie tradycyjnej sałatki jarzynowej wymaga więcej składników (a więc i krojenia), niż dotychczas zaprezentowane, które przygotowuję naprzemiennie od czasu do czasu. Niemniej w końcu nadchodzi taki moment, gdy czuję, że bez tradycyjnej sałatki jarzynowej (na bazie włoszczyzny) po prostu dłużej się nie obejdzie. To bardzo sprzyjająca okoliczność, owo niezachwiane przekonanie i determinacja, gdyż w takich chwilach poświęcony czas i wysiłek w ogóle się nie liczą. Ba, wówczas można się przekonać, że bardziej paraliżująca była myśl o gotowaniu tych wszystkich warzyw (zapaszek), studzeniu, krojeniu i doprawianiu. W gruncie rzeczy to nic takiego, owszem, trochę dłużej trwa, ale przecież można się zorganizować :-) .
A więc do dzieła!
Oto składniki tradycyjnej sałatki jarzynowej. Nie podaję ilości, lecz proporcje. Każdy może zrobić ją w dowolnej ilości, ale ważne jest by smak sałatki był zrównoważony, nie za słodki (od marchwi), niezbyt gorzki (od selera) itd. Głównym składnikiem tej sałatki są ziemniaki i to ich ilość jest dla mnie wyznacznikiem ilości pozostałych:
  • ziemniaki
  • marchew (objętościowo najwyżej połowa ilości ziemniaków)
  • korzeń pietruszki (objętościowo najwyżej połowa ilości ziemniaków)
  • seler (ok. 1/4 ilości ziemniaków)
  • jajka - na każdy ziemniak co najmniej jedno
  • ogórki kiszone - na każdy ziemniak co najmniej jeden
  • jabłko - tyle samo co selera
  • sól, pieprz
  • natka pietruszki, zielony szczypiorek (można dodać rukolę w przypadku braku pietruszki)
  • majonez wg uznania (mniej więcej tyle łyżek ile ziemniaków)
Składnikiem dodatkowym może być utarty żółty ser lub kawałeczki gotowanego mięsa (kurczaka).


wtorek, 11 marca 2014

Svabba - sprzątanie dobrze zorganizowane

 
Svabba - sprzątanie dobrze zorganizowane

Kupiłam kiedyś książkę pt. "Svabba -sprzątanie". Svabba to szwedzkie słowo, więc chyba wiecie skąd ta książka. Lubię ją - jest bardzo estetyczna i w twardej oprawie, a nawet ma uszko, na którym można ją powiesić np. w kąciku gospodarczym :-).
Nadchodzi wiosna, a więc i czas wiosennych porządków. Myślę, że nazywa się je tak nie tylko dlatego, że budzimy się z zimowego snu, że robi się cieplej i zbliża się czas zmiany garderoby na lżejszą, ani także (tylko) dlatego, że wraz z wiosną nadchodzi czas Świąt Wielkiej Nocy, przed którymi po prostu trzeba umyć okna i wysprzątać całe mieszkanie. Mnie się "zbiera" na wiosenne porządki, ponieważ... nagle WIDZĘ kurz i brud. To słońce! Dni wyraźnie się wydłużają, ale słońce jeszcze nie wschodzi za wysoko i zwyczajnie zagląda w okna prześwietlając dom na wylot. I wtedy doskonale widać choćby kurz na drzwiach czy lodówce, a najmniejsze drobinki na podłodze wydają się dziwnie duże, taki rzucają cień. I kiedy tak przejdę się po mieszkaniu - doprawdy, sama nie wiem jak to się dzieje, że po chwili, uzbrojona w ścierkę i wiaderko z wodą - zaczynam szaleć. Nie, nie wpadam w szał, ani frustrację, ale niemal bezwiednie wędruję za promieniami słońca, które kolejno ukazują mi wszystko to, czego w dni krótkie i ponure wcale nie dostrzegałam  :-) .
Pomyślałam sobie, że o tej porze roku, warto (znów) pochylić się nad techniką sprzątania. Oto kilka zdań, wskazówek i porad, które wpadły mi w oko podczas kartkowania owej książeczki:

niedziela, 2 marca 2014

Sałatka z tuńczykiem

 


Ile czasu potrzeba na ugotowanie jaj na twardo i ostudzenie ich? To aż nadto, by w trakcie spreparować sałatkę z tuńczykiem - delikatną, ale i wyrazistą w smaku. Puszka kukurydzy, puszka tuńczyka w sosie własnym, ogórki kiszone, rzeczone jaja na twardo, trochę pieprzu, koperku i ćwiartka cebuli, no i majonez. Ileż to roboty? To się robi samo!
Ale w kwestii cebuli mam pewną uwagę. Jeśli sałatka nie dokona żywota w ciągu kilkunastu kilkunastu godzin, lecz jest przewidziana na dwu-, trzydniowe leżakowanie w lodówce (zawsze!), to zalecałabym zastąpienie cebuli szczypiorkiem. Rozdrobniona cebula bowiem ma to do siebie, że po paru godzinach zaczyna nieprzyjemnie pachnieć (fermentuje?) zmieniając, pogarszając smak (każdej) sałatki.
Tak więc potrzebujemy niewielkiej deseczki (wygodniejsza plastikowa) do pokrojenia ogórków, cebuli lub szczypiorku (ja zawsze staram się mieć zapas szczypiorku w zamrażalniku: pokrojony, w szczelnym pudełeczku - na zawołanie), a na końcu jajek.
Puszka powinna być opisana jako  tuńczyk w kawałkach w sosie własnym. Zaznaczam to dlatego, że sprzedawany jest także tuńczyk rozdrobniony, a ten nie bardzo się nadaje ze względu na papkowatą konsystencję. Nic strasznego się nie stanie jeśli pod ręką jest akurat tuńczyk w oleju. Wówczas należy dobrze go odsączyć, a do sałatki dodać mniej majonezu.


piątek, 21 lutego 2014

Top komentatorzy - dwa gadżety

Jeśli prowadzisz blog, na którym aktywność czytelników jest rzeczą istotną czy pożądaną, być może pragniesz mieć gadżet "Ranking komentatorów" pokazujący nicki najaktywniejszych komentatorów, ilość napisanych komentarzy oraz ich avatary (avatar to obrazek załączony do profilu. Warto go mieć, by być bardziej rozpoznawalnym na forach czy wśród komentujących), możesz skorzystać z kilku niezbędnych wskazówek oraz kodu HTML, by w mgnieniu oka cieszyć się nowym gadżetem. Wygląda on tak:




Ilość komentatorów na liście można ustalić wg własnego uznania. Moja lista składa się akurat z dziesięciu pozycji, ale ilość tę możesz zmienić w wierszu varvar maxTopCommenters =10;   // , co zaznaczyłam na żółto. Zresztą wszystko, co znajdziesz w poniższych kodach i jest zaznaczone na żółto (bo mam jeszcze inny gadżet do zaproponowania), możesz zmienić wg potrzeb.
Z kolei ta część kodu, która jest oznaczona czerwoną czcionką oznacza, że w to miejsce koniecznie trzeba wstawić albo własny nick, albo adres swojego bloga. Celowo pozostawiam moje ustawienia w kodach, gdyż wydaje mi się to czytelniejsze. Widząc zaznaczone miejsca, po prostu dokonaj odpowiednich zmian.

piątek, 14 lutego 2014

Ważki obrazek z recyklingu




Wybór ozdób, którymi chciałabym się otoczyć nie jest sprawą łatwą. Ba, jest zajęciem żmudnym i dość frustrującym. Nastawiłam się na obrazki na ścianach jako najmniej kłopotliwe w utrzymaniu czystości (nie przepadam za przestawianiem i pucowaniem drobiazgów). Przejrzałam zatem mnóstwo stron sklepów internetowych, które oferują mnóstwo reprodukcji, zdjęć i plakatów. Koszt od kilkunastu do kilkuset złotych. Najgorsze było to, że nic nie spodobało mi się na tyle, bym miała pewność, że rychło mi się nie znudzi. A jeśli nawet - a to rozmiar, cena, kolorystyka, temat, tło czy jakiś szczegół - zawsze coś nie pasowało. Czułam się wielce zawiedziona (przecież dziś można kupic wszystko!!?), gdyż nawet mój ulubiony szwedzki sklep od dawna nie ma nic ciekawego do zaoferowania, ani pod względem obrazków, ani tkanin. Nie chcę czarno-białych fotografii, smętnych rysunków, portretów, widoków miast, kiczowatych plakatów i byle jakich bohomazów.


wtorek, 28 stycznia 2014

Sos czosnkowy w 5 minut




Wszyscy wiedzą, że czosnek jest zdrowy i powinno się go spożywać, zwłaszcza jesienią i zimą, tyle, że ci, którzy go nie jedzą tłumaczą to tym, że "się nie pachnie", a ci, którzy go lubią i jedzą - albo ten fakt ignorują, albo mają swoje sposoby na zniwelowanie czosnkowych wyziewów.
A kto nie lubi sosu czosnkowego np. do pizzy, zapiekanki czy kanapek? Ja przepadam!
Oto prosty przepis na sos czosnkowy. Sos robi się naprawdę w 5 minut, ale należy go przyrządzić zawczasu, bowiem właściwego smaku nabiera dopiero po 1-3 godzinach. O samym czosnku też mam co nieco do powiedzenia, o czym za chwilkę.

Sos czosnkowy:

  • 200 ml śmietany kwaśnej 18% (ewentualnie jogurtu naturalnego)
  • 100 ml majonezu
  • 3-5 ząbków czosnku (20 g)
  • odrobina keczupu
  • przyprawy: pieprz, suszona natka pietruszki, koperek, chilli
Najwygodniej jest przyrządzić sos od razu w naczyniu docelowym, czyli szerszym słoiku o pojemności 400-450 ml. Sosu wyjdzie nieco ponad 300 ml - potrzebna jest więc pewna swoboda ruchów przy mieszaniu, a jednocześnie jest to ilość, której nie zjemy na raz. Sos w zamkniętym słoiku można przechować przez kilka dni, oczywiście w lodówce.


Rozdrabnianie czosnku przy pomocy wyciskacza

wtorek, 14 stycznia 2014

Fotomelanż dla każdego




Na pewno zżera Was ciekawość skąd umiem robić takie superowe składanki zdjęć? Prawdopodobnie, acz zupełnie omyłkowo bierzecie mnie za mistrza techniki. Jeśli już to jestem "miszczem", za to uczynnym, albowiem zamierzam podzielić się z Wami ową wiedzą tajemną. Ba, jeszcze dorzucę łopatologiczną instrukcję, by każdy, równie o(d)porny na wiedzę techniczną był w stanie przełknąć ją i zasymilować, a następnie samodzielnie skomponować własne dzieło. Myślę, że umiejętność ta może przydać się nie tylko w celach upiększania wpisów na blogu, ale i tym, którzy np. wystawiają coś do sprzedania na aukcjach internetowych, więc przeczytać może każdy.

No to zaczynamy.
Wpierw sprawdzamy prognozę pogody pod kątem śnieżyc i huraganów oraz kontaktujemy się z elektrownią, by ustalić czy nie planuje jakiejś awarii prądu  ;-] . Rzecz bowiem w tym, że narzędzie, którym się posłużymy jest wirtualne i wymaga połączenia z internetem. Co prawda, Chuck Norris potrafi zgrać internet na dyskietkę i zapewne zapisanie tego programu na dysku własnego komputera byłoby dla niego pestką, ale my, zwykli śmiertelnicy, rezygnujemy z tej (zbędnej) opcji.
Cała operacja stworzenia kompozycji zdjęć, po krótkim zapoznaniu się z tym łatwym i intuicyjnym programem, zajmuje tylko chwilkę, więc już przystąpmy do dzieła.

sobota, 11 stycznia 2014

Rogaliki uniwersalne od... łyżki



Rogaliki z marmoladą... mniam, chętnie by się przekąsiło. Szkopuł w tym, że trzeba się pofatygować i je zrobić. No to się pofatygowałam, zwłaszcza, że te robi się szybko, niekłopotliwie i są ekonomiczne. Ekonomiczność przejawia się w zużyciu całej kostki drożdży, zatem odpadają wyrzuty sumienia, że z pozostałą resztą nic się nie zrobiło i te w końcu wyschły lub spleśniały zasmradzając lodówkę. Poza tym, w zależności od nadzienia, rogaliki mogą być na słodko lub na słono (ciasto nie zawiera cukru). Dodatkowo, każdy Ciasteczkowy Potwór, który nie lubi mokrej roboty powinien być usatysfakcjonowany, ponieważ ciasto można wyrobić łyżką nie brudząc sobie rąk (odpada babranie się z rozbełtanymi jajami i klejącym się ciastem). Całość procesu udokumentowałam, proszę więc zwrócić uwagę na obecność łyżki na zdjęciach - dopóki występuje, dopóty stanowiła narzędzie główne.

Ciasto na rogaliki drożdżowe można przygotować używając łyżki

niedziela, 5 stycznia 2014

Mikrofalówka - warto, nie warto?

Jest się czego bać?

Jak wiecie, od dawna posiadam i używam (co chwalę sobie) kuchenkę mikrofalową. Służy mi ona pomocą niemal każdego dnia. Nie mam na jej temat żadnej obsesji - nie piekę w niej, ani nie gotuję wymyślnych potraw, tylko po to, by jej używać i twierdzić, że gotowanie w niej jest wygodniejsze, lepsze. Mikrofalówka nie zastąpi mi nigdy zwykłej kuchenki i piekarnika, ale stanowi jej wygodne uzupełnienie.
Żeby unaocznić do czego mi służy, wymienię wszystkie okoliczności jej wykorzystania (przeze mnie), a następnie przedstawię argumenty (wyszukane w internecie) przemawiające za i przeciw jej stosowaniu wobec konkretnych produktów.
Na temat oddziaływania kuchenki mikrofalowej na organizm człowieka oraz żywność w niej przyrządzaną zebrałam mnóstwo materiałów, które przedstawię osobno. Szczerze mówiąc, wpis na ten temat przygotowuję od dawna, ale ilość źródeł i informacji jest doprawdy ogromna i jeszcze się z tym nie uporałam. W każdym razie zaznaczam, że tematu nie bagatelizuję i na pewno do niego wrócę.

Moje zastosowania kuchenki mikrofalowej:
  • Czekolada na gorąco. Uwielbiam ją i twierdzę, że nie ma szybszego i łatwiejszego sposobu niż podgrzanie kilku kostek czekolady z niewielkim dodatkiem mleka i cukru w mikrofalówce. Cały akt przygotowywania trwa niespełna dwie minuty, po czym do umycia pozostaje filiżanka, łyżeczka oraz szklanka (kubek) i spieniacz do mleka. Odpada szorowanie przypalonego garnuszka oraz, jak to się zdarzało, i pieca. Na myśl o tych konsekwencjach nawet nie pomyślałabym o przygotowaniu sobie tego specjału.