Domowa klęska urodzaju ma miejsce wówczas, gdy znienacka w kuchni ląduje skrzynia owoców czy pomidorów, góra grzybów lub wór ogórków do ukiszenia - słowem dowolny "dar natury" w ilości hurtowej. Najgorzej jest z grzybami czy drobnymi miękkimi owocami (to z pewnością wersja hard z nożem na gardle), które trzeba natychmiast przerobić - umyć, przebrać, pokroić, ugotować, usmażyć, zaprawić. Mnie niedawno spotkała "klęska" w wersji light - "zaledwie" 25 kg jabłek ( jakieś 200 sztuk ), głównie do obrania, bo reszta to już pestka. Najbardziej pożądanym, ekonomicznym, tanim i efektywnym sposobem zaprawienia jabłek jest zrobienie przecieru jabłkowego, niezbędnego do szarlotki czy gotowanego ryżu. Ten przetwór wymaga minimalnej ilości cukru, w czasie przerobu raczej go ubywa (zagęszczanie), więc wymaga najmniej słoików (w przeciwieństwie do kompotów, których potem nie ma kto pić...), jest łatwy do wykonania - dlatego bez wahania przystąpiłam do realizacji.Oto jak szybko i całkiem przyjemnie przerobiłam 25 kg jabłek i obecnie jestem zadowoloną posiadaczką mnóstwa przecierów w dużych, średnich i małych słoikach.
Na początek przygotowanie pola walki:
- przygotowanie słoików i zakrętek twist- jest to sprawa kluczowa, decydująca o powodzeniu akcji. Bez nich klęska urodzaju będzie klęską dosłowną. Większe słoiki przechowuję w piwnicy w stanie "umyte i zakręcone", małe trzymam w domu. Słoiki przejrzeć, obetrzeć z kurzu na mokro, przepłukać, odstawić do wyschnięcia (dnem do góry). To samo z zakrętkami (sprawdzić czy gumowa obwódka wygląda jak należy i zostawić do obeschnięcia w durszlaku)
- posegregowanie jabłek na 1) dojrzałe i uszkodzone lub obite, 2) dojrzałe lub prawie dojrzałe bez uszkodzeń przyśpieszających psucie owocu, 3) niezupełnie dojrzałe, które wręcz powinny poleżeć, bo inaczej będą twarde i kwaśne
- zabezpieczenie do dyspozycji ok. 1 metra bieżącego blatu kuchennego wolnego od czegokolwiek - na rozstawienie sprzętu potrzebnego do przetworzenia jabłek
- wyznaczenie miejsca na odstawienie gotowych przetworów, które będą stygły przez kilka godzin. Musi to być miejsce niekolidujące ze wstępną obróbką, ani gotowaniem jabłek, ani z jako takim korzystaniem z kuchni.
Sprzęt:
- większy nóż do wygodnego przekrawania i rozdrabniania jabłek
- specjalna łyżeczka do usuwania gniazd nasiennych
- obieraczka do ziemniaków (np. Stam 3 zł, IKEA) - to ona znakomicie usprawni pozbawianie jabłek ze skórek
- deska plastikowa do krojenia jabłek lub blender (użyć dopiero do rozgotowujących się jabłek)
- miska (garnek) na odpady: gniazda nasienne, okolice ogonka i resztek kwiatu oraz skórki
- 2 duże garnki do odkładania obranych i rozdrobnionych owoców i do gotowania przecieru (będą używane zamiennie)
- drewniana łyżka z długim trzonkiem (będzie pryskać!) do mieszania przecieru
- pocięte na kawałki ręczniki papierowe do wycierania brzegów napełnionych słoików
- szklanka do dozowania cukru
- nabierka do zupy do napełniania większych słoików
- nabierka do sosu do napełniania małych słoików o wąskim otworze
Jak sprawnie obrać jabłka? Nożem przekroić na pół, łyżeczką pozbyć się środka, a obieraczką do ziemniaków pozbyć się skórki. Moja obieraczka ma ponad 10 lat, ale też jest z IKEA. |
Składniki na przecier jabłkowy:
- obrane i ew. pokrojone jabłka
- cukier (ok. pół szklanki na porcję jabłek, o tym później)
- sok (świeży lub koncentrat) z cytryny - do skrapiania obieranych jabłek, żeby zanadto nie ściemniały
- woda (wg potrzeb, ale wcale nie tak mało)
Rozstawienie sprzętu:
- na blacie kuchennym przed sobą: talerzyk do przekrawania, obok deska do krojenia, nóż, łyżeczka do gniazd i obieraczka
- przed sobą, ale na drugim planie: miska (średniej wielkości garnek) na odpady
- z boku, w pobliżu deski do krojenia jabłek - duży garnek na przygotowane do dalszej obróbki kawałki
- na piecu ustawić drugi garnek
To wszystko, teraz trzeba zabrać się do dzieła. Ale żeby praca szła szybko i sprawnie, bez zbędnych przestojów, warto najpierw poświęcić pół godziny ... sobie. Wzięłam prysznic, zjadłam solidną kanapkę z pomidorem (było gorąco, a lekko posolony pomidor plus dwie szklanki wody doskonale zabezpieczają przed utratą soli mineralnych przez organizm), usiadłam wygodnie na 10 minut, by wypić kawę i spokojnie poukładać sobie w głowie przebieg czekającej mnie akcji. Ta chwila relaksu bardzo pozytywnie usposobiła mnie do kilkugodzinnego wysiłku. Właśnie wtedy wymyśliłam żeby zastosować obieraczkę do ziemniaków (bo doskonale sprawdziła się w pierwotnym przeznaczeniu) i w wyżej opisany sposób zorganizować sobie miejsce pracy.
Realizacja:
Napełniłam zlew ciepłą wodą i dokładnie umyłam jabłka (tyle ile się zmieściło, nie więcej). Umyte ułożyłam z boku miejsca pracy: Najpierw zabrałam się za obróbkę jabłek z grupy pierwszej (dojrzałe, uszkodzone, obite) - te nie powinny czekać i taśmowo:
- nożem przekrawałam na pół po 2 - 3 jabłka naraz (nie więcej)
- łyżeczką wykrawałam gniazda nasienne i inne niepotrzebne części
- obieraczką szybkimi ruchami (od siebie) skrawałam skórki nad miską na odpadki,
- przełamywałam w rękach połówkę jabłka i wrzucałam do dużego garnka.
Jabłka (przełamane lub pokrojone) zajmujące max 2/3 wysokości garnka należy zalać wodą (na początek co najmniej pół litra) i pod przykryciem (bo szybciej) doprowadzić do wrzenia na średnim ogniu. W ten sposób podgrzewane jabłka szybciej zmiękną i zaczną się rozpadać. Należy uważać, by woda zanadto nie wyparowała, bo jabłka zaczną się przypalać, a przecież ich rozgotowywanie musi trochę potrwać (ok. pół godziny).
Ponieważ jednocześnie zajmowałam się obieraniem następnej partii jabłek, do gotującej się na gazie masy, dość hojnie dolałam wody (może nawet litr, w sumie 1,5 do 2). Żeby jabłka się rozgotowały, potrzebna jest woda, a ta szybko paruje. Zmniejszyłam też gaz do małego, żeby nie było niespodzianek.
Gdy skończyłam obierać drugą partię od razu wstawiłam ją na drugi palnik. Jabłka w pierwszym garnku już ładnie się rozgotowały, przecier mocno zgęstniał i teraz trzeba już było go nieustannie mieszać, by nie pryskał z dużą siłą gorącą pulpą (może poparzyć !!). Przez rozgotowywanie i jednoczesne odparowywanie jabłka zmniejszały swoją objętość. Wtedy dodawałam cukier (ok. pół szklanki na ok. 3 kg przecieru), po wymieszaniu próbowałam - ja lubię przecier niskosłodzony, kwaskowaty.
Po chwili gotowania nakładałam przecier do słoików, dokładnie wycierałam brzegi, zakręcałam mocno i ustawiałam dnem do góry na przygotowanym miejscu wyłożonym gazetą - do ostygnięcia.
Z następną partią było, oczywiście, tak samo.
Pierwszego dnia obrałam jabłka na cztery wsady, trzy przetworzyłam do słoików, czwarty w stanie przegotowanych i rozpadających się jabłek, zostawiłam pod przykryciem do następnego dnia.
Dlaczego podział owoców ma znaczenie ?
Z góry wiedziałam, że na raz nie przerobię całości, dlatego rozłożyłam sobie pracę na 3 dni. Na pierwszy rzut zużyłam jabłka, które nie powinny dłużej czekać. Z jabłek dojrzałych i nieuszkodzonych odłożyłam ok. 30 szt. na dwa ciasta i do ewentualnego zjedzenia. Resztę przerobiłam następnego dnia, dodając jabłek z trzeciej grupy, które zdążyły dojrzeć.
Ponieważ jabłek niezupełnie dojrzałych była spora ilość (ok. 30 %), bez żadnego ryzyka strat, odczekałam jeszcze kilka dni i w dogodnym dla siebie momencie, przerobiłam trzecią partię.
Rozpisałam się strasznie, ale teraz naprawdę kończę.
Idę piec jabłecznik - palce lizać. Za godzinę będzie w piecu. Wiem, że to długo, ale surowe jabłka, których użyję, muszę przygotować jak do przecieru (obrać, trochę pokroić) i króciutko pogotować, byle się sparowały. Takie są o wiele smaczniejsze.
O szybkim, niekłopotliwym i smacznym jabłeczniku z wykorzystaniem przecieru jabłkowego napisałam tu.
Później dodane:
Zegar słoneczny "Smakowita Szarlotka" przypomina, że przyszła pora na kawę. Czas NAJWYŻSZY :-) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz