Dmuchaniu - nie! |
Lubię spać na boku przykryta szczelnie lekką, ale wystarczająco ciepłą kołdrą, za to przy (zawsze!) uchylonym oknie. Świeże, chłodne powietrze dobrze mi służy zapewniając spokojny sen. Jedyne wystające części ciała to głowa i ręka, choćby dłoń i kawałek nadgarstka. Tak się dziwnie składa, że ręka "wypada" w pobliżu twarzy, na środku której mam nos. No i tu zaczyna się pewien konflikt - nosem wypuszczam zużyte powietrze z płuc, a te wraz z resztą są przykryte kołderką, więc mogę przyjąć, że spokojnie mają 36,6 stopni. Dlatego nie bardzo rozumiem dlaczego wydycham wręcz lodowate powietrze i to wprost na swoje przedramię, co przyprawia mnie o dreszcze, gęsią skórkę oraz narastającą irytację, o zagrożeniu reumatyzmem nie wspominając. Przesuwam więc rękę to tu, to tam, ale niewygodnie. Chowam pod kołdrę, ale długo nie wytrzymuję - też niewygodnie. Naciągam więc rękaw koszuli czy bluzy do spania i trzymam mankiet w garści, by uchronić nadgarstek przed łaskoczącymi podmuchami. Niestety, chwila nieuwagi i mankiet wysuwa się z palców, a rękaw zjeżdża w dół zgodnie z prawem grawitacji. Zamiast więc spokojnie odpłynąć w błogą nicość snu, znów całkiem na trzeźwo muszę znaleźć sposób, by strumień wydychanego powietrza nie przecinał się z moim przedramieniem. W końcu znajduję tę opcję - broda uniesiona wyżej (strumień powietrza kieruje się bardziej przed siebie), ręka niżej, bardziej przy sobie. Kompromis osiągnięty, wreszcie mogę zasnąć!