poniedziałek, 16 września 2013
Wspomnienie
Mając świeże wrażenia z pobytu w Egipcie planowałam opowiedzieć więcej o wakacjach w tzw. egzotycznych krajach, o hotelach, jedzeniu, standardzie, targowaniu się itp. Ale ledwie wróciłam z Egiptu, w ciągu kilku dni, tamtejsza sytuacja zaostrzyła się na tyle, że biura podróży odwołały wyloty do tego kraju. Próbuję wyobrazić sobie pusty hotel, w którym gościłam tak niedawno - mnóstwo pokoi z klimatyzacją, wspaniała kuchnia i jej załoga - kucharze, kelnerzy, pokojowi, pracownicy porządkowi, recepcjoniści, właściciele sklepików mieszczących się na olbrzymim zagospodarowanym terenie, pustynnej oazie wybudowanej ludzką ręką. Bez ich codziennego wysiłku - podlewania roślinności i trawników, sprzątania pokoi, przygotowywania mnóstwa potraw i obsługi (głównie) zagranicznych gości - nie byłoby po co przyjeżdżać do kraju, którego znakomitą część stanowi pustynia. Pustynia to nie "dużo piasku", jaki znamy znad Bałtyku (ach, daleko trzeba szukać takich plaż jak u nas), ale jakiś rodzaj wysuszonej ziemi (skamieniałego piasku?) wymieszanej z odłamkami skał, po której trudno się chodzi; często też skały lub wzniesienia - wszystko tak gorące, suche i martwe, że żaden gość nawet nie pomyślałby o pieszym spacerze poza obrębem hotelu, bo zresztą i dokąd? Nie spotkasz tam strumyka, zieleni, zwierząt, ani ludzi.
Ale to nic nie szkodziło - widok pustyni obserwowanej z okien klimatyzowanego autokaru, znajdowanie ochłody w wielkim basenie podczas upałów, wieczorna senność, gdy zapadały egipskie ciemności pozwalająca na odbudowanie sił po całodziennym trudzie byczenia się (ze stale pełnym żołądkiem) na leżaku w cieniu parasola lub na słońcu...
A teraz prawdopodobnie nie ma tam nikogo - kucharze nie mają dla kogo gotować, zostali więc odesłani do domów, kelnerzy, sprzątacze... niemal wszyscy są zbędni i zwolnieni - nastąpił przedwczesny koniec sezonu, a w kraju ogłoszono stan wyjątkowy, który nie wiadomo kiedy i jak się skończy.
Teraz mamy wrzesień - po letnich wakacjach pozostało tylko miłe wspomnienie, znów zaczął się rok szkolny i dla wszystkich nastała tak zwana codzienność - trzeba zejść na ziemię i brać się do pracy. Jeszcze trwa lato, lecz złota polska jesień pomału dokonuje swoich podmalówek. Jest pięknie.
I kiedyś w tę codzienność do domów moich rodziców wtargnęło Wielkie i Straszliwe Zło, które na zawsze zabrało im ojców. Zło, które zmieniło bieg ich życia, sprawiło, że widzieli i przeżyli to, czego nie powinny widzieć i przeżywać dzieci. Zło, które odebrało im prawo do beztroskich zabaw i rozmyślania nad sprawami, które zwykle zaprzątają myśli dzieci w wieku szkolnym. To Zło rozdeptało i sponiewierało domyślne ścieżki ich życia, jakie wyobrażali sobie stworzyć im ich rodzice - mojej ośmioletniej Mamy i ośmioletniego Taty. To Zło sprawiło, że Józef i Mieczysław - ich ojcowie, aresztowani przez tych z lewej i tych z prawej strony mapy, nigdy nie powrócili i nie doglądali swych pociech jak wyrastają, nie wspierali swych żon w tych ciężkich czasach. Osierocili swoje rodziny, kalecząc je swym dokuczliwym, okrutnie nieodwracalnym brakiem obecności, niemi na wszystkie prośby, modlitwy i błagania. Nie zostali też moimi dziadkami - Dziadkiem Józkiem i Dziadkiem Mietkiem. Tamto Zło odebrało mi moje dziecięce "prawo" do posiadania dziadków!
Pamiętaj o wrześniu 1939 roku, który zapoczątkował blisko sześcioletni okres wojny na terenie Polski. Chyba nie ma takiej polskiej rodziny, której nie dotknęłyby skutki wojny. Jeśli masz jeszcze taką możliwość - zapytaj swoich rodziców czy dziadków, jakie mają wspomnienia z tamtych czasów: co się wydarzyło w rodzinie, kto zginął, bądź zaginął, gdzie zostali wywiezieni lub dokąd uciekali. I zastanów się chwilę nad tym, czy to, co wówczas się wydarzyło mogło wpłynąć i na Twoje życie. Jaka jest Twoja (po)wojenna scheda?
A przynajmniej spróbuj zachować cokolwiek w pamięci i ciesz się, że przyszło nam żyć w spokojnych czasach, z daleka od zawieruchy wojennej. Właśnie dotarło do mnie, jakie to cudowne, że mogę sobie chodzić po bezkresnych łąkach, fotografować ważki, kwiatki i motylki, cieszyć się piękną pogodą i krajobrazem i, że dotąd nie przyszła mi do głowy myśl, iż mogłabym trafić na minę z czasów wojny. A przecież jeszcze przez wiele lat po ustaniu działań wojennych trwało oczyszczanie terenu kraju z niewypałów i min, a każde dziecko podziwiało sapera.
Obym zawsze czuła się tak bezpiecznie i żeby to się nigdy nie zmieniło.
A o wakacjach w tzw. egzotycznych krajach, standardach w hotelach, jedzeniu i unikaniu zemsty faraonów czy targowaniu się z tubylcami opowiem może kiedy indziej, dobrze?
221.260
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wzruszyłaś mnie tymi słowami. Miałam ostatnio podobne rozmyślania nad życiem w poczuciu bezpieczeństwa, po obejrzeniu migawek z Syrii.
OdpowiedzUsuńMusimy doceniać to, co mamy.
Dziękuję. Tak, niczym nie zasłużyliśmy sobie na na beztroskie życie, tak jak nasi przodkowie, a teraz Egipcjanie czy Syryjczycy, ci zwykli cywile - nie zasłużyli sobie na to, by ktokolwiek odbierał im cały świat, domy i członków rodzin. Po prostu mamy szczęście.
UsuńZatem chociaż coś zapamiętajmy, doceńmy, spróbujmy zrozumieć to, co niewyobrażalne.
Prawdę napisałaś. Sama byłam w lipcu, wybyczywszy się, ale szkoda mi ludzi takich normalnych, zwykłych, ciężko pracujących, których być może bracia, kuzyni gdzieś tam ...
OdpowiedzUsuń