Oględnie rzecz ujmując, sprzątanie to dla mnie racjonalna konieczność niż pasjonujące hobby. Jeśli masz podobne odczucia - czytaj dalej. Ale jeżeli pucowanie, czyszczenie i porządkowanie zapewnia Ci stały dopływ endorfin - tutaj przerwij lekturę, bo dalej będą tylko "dziwne" rozważania o tym, jak zorganizować (i ukrócić) ten niecny proceder, by sprowadzić go do znośnego poziomu.
Eh, odkąd pokojówka rzuciła u mnie posadę, zostałam sama na włościach. A jest co sprzątać, co do tego nie mam wątpliwości. Jak okiełznać kurz i bałagan, co i z jaką częstotliwością myć i odkurzać? Czy należy do tego podejść globalnie i sprzątać po kolei każde pomieszczenie od A do Z? Czy może lepiej specjalistycznie, np. umyć wszystkie podłogi, odkurzyć wszelkie dywany i tapicerki, zetrzeć kurze ze wszystkich mebli, przechodząc od jednego do drugiego pomieszczenia tylko w tym jednym celu? Czy sprzątać codziennie wg ustalonego grafiku, czy raz w tygodniu porządnie od rana do wieczora, by przez resztę tygodnia móc (próbować) zapomnieć o temacie?
Chyba nie mam jednoznacznej odpowiedzi i żadna z opcji do końca się nie sprawdza. A wypróbowałam ich kilka, czym chętnie się podzielę.
Metoda 1 - Prosty grafik (tygodniowy)
Grafik dotyczący bieżących zadań zwykle obejmuje tydzień. Można ustalić (zapisać i powiesić w widocznym miejscu), że np. w poniedziałki i czwartki będzie odkurzanie dywanów i podłóg; pranie w piątki i soboty, odkurzanie mebli we wtorki i piątki itd. Jeśli "aktorów" jest więcej, każdego wypada obsadzić w jakiejś stosownej roli.
Aby móc posługiwać się takim grafikiem należy go dobrze przygotować, biorąc pod uwagę wszystkie pomieszczenia wymagające sprzątania oraz wszelkie czynności porządkowe. To wcale nie jest takie proste, ponieważ trzeba także wziąć pod uwagę należną powtarzalność konkretnych czynności w danym pomieszczeniu (np. pokój małego dziecka czy kuchnię trzeba sprzątać częściej niż np. pokój dzienny). Jeśli będzie bardzo dużo szczegółowych pozycji, grafik stanie się nieczytelny.
Zalety - dobry sposób na kontrolę wywiązywania się z niezbyt dużej ilości konkretnych zadań powtarzających się regularnie w tygodniu
Wady - trudno uwzględnić czynności wykonywane raz w miesiącu lub nieregularnie, co sprowadza się do określania ich jako do wykonania wg potrzeb, a w rzeczywistości do częstego ich pomijania.
Metoda 2 - Grafik (tygodniowy, miesięczny, roczny)
Grafik jest dla mnie tylko orientacyjną pomocą i raczej korzystam z niego w dłuższym okresie czasu. Stworzyłam go sobie w organizerze (Digita Organiser) na komputerze. Wykorzystałam możliwość zapisywania informacji (zadań), które mogę zapisać tak, by powtarzały się o zadaną ilość dni, tygodni itd. W ten sposób wystarczy, że raz wpisana czynność pojawi się w kalendarzu tak często jak chcę np. zmiana pościeli (co 3 tygodnie), wietrzenie pościeli (w poniedziałek, czyli co tydzień), przegląd szaf (co 3 miesiące), pranie dywaników łazienkowych (co 6 tygodni) itd.
Zalety - łatwość sporządzenia grafiku dla wielu czynności wymagających różnych odstępów między powtórzeniami; dla cotygodniowych (jak w prostym grafiku), oczywiście, też.
Wady - trzeba korzystać codziennie z komputera lub drukować sobie grafik; mechaniczność - w przypadku niewykonania zadania np. zmiany pościeli w wyznaczonym dniu (tylko np. tydzień później), grafik wskaże następny termin po dwóch tygodniach od rzeczywistego momentu wykonania. Wówczas powstaje dylemat - zmieniać pościel czy ustawić nowy termin w organizerze.
Metoda 3 - Plan dzienny
Dobry sposób na dzień mobilizacji - w konkretnym dniu planuję wykonać dużo rozmaitych czynności: oprócz sprzątania i prania, chcę jeszcze zająć się szyciem, ale nie mogę zapomnieć o drobnych zakupach, umyciu włosów i zrobieniu obiadu. Wypisuję więc wszystkie zadania jedno pod drugim. Długopis leży przy kartce. Służy do ewentualnego dopisania czegoś (o czym zapomniałam, a muszę zrobić), ale przede wszystkim do tego, by każdą czynność skreślić z listy po jej załatwieniu. Na mnie działa to bardzo mobilizująco, a każde zakończone zadanie wykreślam z wielką satysfakcją. Aby efekt był większy każde zadanie określam szczegółowo, np. pranie i powieszenie prania to już dwa zadania. Dlaczego? Żebym czasem nie zapomniała zostawić rzeczy w pralce, gdy będę zajęta innymi sprawami. No i ta okazja do zamaszystego skreślenia! Czego to się nie robi, by mile połechtać własne ego :-) .
Przykład planu dziennego - każdą załatwioną sprawę należy z satysfakcją zamaszyście odhaczyć lub skreślić :-) |
Wady - dorywczość, nie gwarantuje systematyczności, brak kontroli nad należytą powtarzalnością zadań
Metoda 4 - Plan tygodniowy
Jest to metoda, którą praktykuję od kilku miesięcy i jestem z niej całkiem zadowolona. Najpierw przeglądam organizera w komputerze, czy "nie wyskoczy" z czymś nowym (nieregularnie powtarzającym się zadaniem). Jeśli tak, to wpisuję je do zeszytu (na każdy tydzień przypada jedna, maksymalnie dwie kartki, tzn. zadania wypisuję tylko na jednej stronie, a druga strona kartki pozostaje wolna na ewentualne uwagi. Dlaczego tak? Otóż, mam lepsze i gorsze dni w sprzątaniu ;-P. Jednego dnia mam ochotę przysiedzieć w kuchni (upiec, ugotować bardziej czasochłonny obiad), innego dnia mam wenę do szycia albo, korzystając z ładnej pogody, ruszyć "w świat" z aparatem fotograficznym (zajrzałby kto na mój fotoblog, co?), a jeszcze innego dnia czuję wręcz pociąg do sprzątania, prania i prasowania, że sama nie mogę się sobie nadziwić. Przy takim (artystycznym, czyż nie?) podejściu na nic nie zda się plan dzienny, ponieważ będąc myślami gdzieś daleko, nawet nie kiwnę palcem, by go sporządzić. W tej sytuacji, sporządzenie jednej listy na cały tydzień, która zobowiązuje mnie do wykonania szeregu zadań w tygodniu (bez mędrkowania, że jedno coś muszę zrobić w poniedziałek, a inne coś w środę) wydaje się całkiem racjonalne i rozsądne. Oczywiście, pewna dowolność (przekładanie terminu wykonania zadań) ma swoje granice, ale dla mnie jest o wiele bardziej przyjazna. No bo dlaczego miałabym się pognębiać poczuciem winy, że akurat dziś mam wenę do szycia (czy nawet napisania posta - to naprawdę pochłania wiele czasu), a miałam, zgodnie z grafikiem, uprasować stertę prania?
Plan tygodniowy, wbrew pozorom, dyscyplinuje mnie o wiele bardziej - tu także mam okazję do zamaszystych "ptaszków" przy każdej pozycji (celowo nie skreślam, aby zachować czytelność zapisków). A jeśli danego dnia nie skończę całego zadania (np. prasowanie, czy porządkowanie szaf), to rysuję obok zadania pusty kwadracik z miejscem na ptaszka, którego nie mogę postawić do czasu, aż ukończę zadanie. To też mobilizuje, ponieważ żal zostawić zaczętą akcję i nie móc jej zaliczyć do zrealizowanych.
Zdarza się też, często z przyczyn obiektywnych, że w danym tygodniu nie udaje mi się wykonać jakiegoś zadania (czasem kilku, choć wcale nie muszą dotyczyć sprzątania - spisuję przecież wszystkie aktualnie istotne sprawy do załatwienia). Wówczas niezrealizowane zadanie, które łatwo zauważyć (bo brak ptaszka) przepisuję na listę zadań na następny tydzień - do skutku. Drogą łagodnej perswazji (przepisywanie na następny tydzień) motywuję się do realizacji wyznaczonego celu (np. uszycie pokrowca na śpiwór, na którego nie mam na razie, ani pomysłu, ani odpowiedniego materiału). Oczywiście, są zadania, które muszą być wykonane w ściśle określonym dniu. Wówczas pojawia się przy nich wykrzyknik (że bardzo ważne) i dzień tygodnia lub data (np. umówiona wizyta u dentysty).
Metoda 5 - Grafik czasowy
Polega na określeniu z góry czasu, jaki godzisz się poświęcić na sprzątanie. Przy odrobinie samodyscypliny sprawdza się bardzo dobrze. Pozwala na ogarnięcie całego mieszkania w określonym czasie. Przy tym sposobie, główny nacisk kładzie się na czas spędzony w danym pomieszczeniu (doskonałą pomocą będzie minutnik). Podam przykład:
Pomieszczenie | Poniedziałek | Wtorek | Środa | Czwartek | Piątek | Sobota | Suma minut |
Ile minut | Ile minut | Ile minut | Ile minut | Ile minut | Ile minut | ||
sypialnia | 30 | 5 | 10 | 5 | 10 | 5 | 65 |
pokój dzienny | 10 | 5 | 5 | 15 | 5 | 30 | 70 |
pokój dziecka | 15 | 5 | 30 | 5 | 30 | 5 | 90 |
łazienka | 10 | 5 | 10 | 30 | 20 | 10 | 85 |
WC | 5 | 10 | 15 | 5 | 5 | 5 | 45 |
kuchnia | 20 | 60 | 20 | 30 | 20 | 40 | 190 |
Dziennie minut | 90 | 90 | 90 | 90 | 90 | 95 |
I proszę - teoretycznie po 1,5 h pracy (praktycznie od 1 do 2 godzin, zależnie od stopnia zaangażowania) mam sprzątnięte (ogarnięte) całe mieszkanie. Każdego dnia poświęcam więcej czasu na 1-2 pomieszczenia, resztę ogarniam pobieżnie. Przy systematycznym stosowaniu się do tej metody mieszkanie lśni czystością przez cały czas, ponieważ każde pomieszczenie załapie się na gruntowniejsze porządki, a reszcie wystarczy kilkuminutowa korekta. To bardzo twórcza metoda, ponieważ nie narzuca czynności - co trzeba zrobić określam sama, pamiętając (a jakże!) o ograniczeniu czasowym. Zaczynam, oczywiście, od ogarnięcia nieładu.
Minutnik (dla czasów sprzątania dłuższych niż 5 minut ) należy ustawić z kilkuminutową rezerwą. Jeśli za nic nie godzisz się na przedłużenie sprzątania np. łazienki, powinnaś wiedzieć, że czas już się kończy i mieć jeszcze chwilę na zakończenie zaczętego. Stosując tę metodę, można się bardzo zdziwić, jak wiele efektów przynosi codzienna, choćby pięciominutowa ingerencja. A limit czasowy jest świetnym mobilizatorem do wykonania kilku najważniejszych (efektywnych) czynności, celem uzyskania efektownego wyniku :-) .
Z czasem udaje się uzyskać zadowalający efekt w czasie znacznie krótszym niż przewiduje grafik :-).
Zalety - mobilizuje do efektywnych działań krótkimi zrywami (ograniczenie czasowe - bomba tyka!), wyczula na dostrzeganie najbardziej drastycznych przejawów nieładu.
Wady - wymaga systematyczności i spostrzegawczości, zmusza do samodzielnego myślenia co tu zrobić, by przywrócić ład, może wydawać się trudna dla początkujących :-)
Zalety - mobilizuje do efektywnych działań krótkimi zrywami (ograniczenie czasowe - bomba tyka!), wyczula na dostrzeganie najbardziej drastycznych przejawów nieładu.
Wady - wymaga systematyczności i spostrzegawczości, zmusza do samodzielnego myślenia co tu zrobić, by przywrócić ład, może wydawać się trudna dla początkujących :-)
To chyba najgorsza, najbardziej chaotyczna i nieefektywna, najbardziej depresyjnie oddziałująca "metoda" sprzątania, którą zdecydowanie odradzam. Polega na tym, że w dobrej wierze zajmujesz się wszystkim, co napotkasz na swojej drodze, np. zgarniasz brudne ciuchy z jednego pokoju i odnosisz do łazienki. Tam zastajesz uprane rzeczy, które wiszą na sznurkach. Zdejmujesz je więc, segregujesz i część zanosisz do drugiego pokoju. Nie dochodzisz nawet do szafki, by je schować, bo na drodze stają Ci pozostawione naczynia i puste opakowania. Zbierasz to wszystko i wynosisz do kuchni, a tam dostrzegasz ich więcej - zabierasz się za mycie. Ale na suszarce do naczyń od wczoraj stoją czyste, nie ma więc miejsca, by ustawić te świeżo umyte. Odstępujesz więc od mycia, by opróżnić suszarkę, m.in. odnosisz kieliszki do barku. Wracając do kuchni, przypomina Ci się, że planowałaś wywietrzyć pościel. Wynosisz pościel na balkon i widzisz, że szyby są brudne i trzeba by było umyć okna... Jeśli popadniesz w tego typu błędne koło, po prawdzie niczego nie dokończysz, a tempo wzrostu frustracji wkrótce może wprawić w stan kompletnej niemocy.
Jeśli kiedykolwiek złapiesz się na tym, że oto wkroczyłaś na tę ścieżkę donikąd, zmierzasz gdzieś, ale już zapomniałaś po co, zajęłaś się kilkoma sprawami naraz, ale żadnej nie skończyłaś i w tej chwili wszystko wygląda jeszcze gorzej - otrząśnij się, odłóż wszystko w cholerę i najlepiej... zrób sobie kawę z ciachem (jak mnie to odstresowuje!). Zafunduj sobie kwadrans luksusowego niemyślenia o sprawach przykrych i niewygodnych, a potem... Odprężona po takim (czy innym) relaksie, weź kartkę (może specjalny zeszyt?), długopis i żołnierskim krokiem rusz na przegląd koszar. Stań w drzwiach każdego pomieszczenia i spisz najbardziej rzucające się w oczy przejawy niesubordynacji, następnie zasiądź na krótko w centrum dowodzenia (miejscu gdzie możesz pomyśleć i opracować plan ataku) i zrób listę kilku(nastu) czynności, które uznasz za bezwzględnie konieczne. M.in. na liście powinny znaleźć się wszystkie rozgrzebane zadania - albo je dokończ, albo (jeśli to możliwe) sensownie zakamufluj, by nie przeszkadzały w realizacji innych. Jedynym ratunkiem jest, w tej sytuacji, osiągnięcie jakiegokolwiek widocznego sukcesu, który wzmocni Twoją wiarę w siebie. Zatem - idź, walcz i zwyciężaj!
Pamiętaj, że to metoda jest fatalna, nie Ty!
Skąd tyle trybów sprzątania? Teoretycznie wystarczy być zdyscyplinowanym, zorganizowanym, obowiązkowym, systematycznym i po prostu pokochać porządkowanie. Wiśta wio, łatwo powiedzieć. Otóż, w sprzątanie, jak i w każdą inną pracę wkrada się (i wywiera znaczący wpływ) tzw. czynnik ludzki - nastrój, stopień mobilizacji i zwykłe samopoczucie. O wiele łatwiej jest mi przeprowadzić jakąś akcję, gdy mam silną motywację np.: pomysł na ulepszenie, targające emocje, którym muszę dać upust (wyładować energię), czy perspektywa odwiedzin miłych gości. Wtedy po prostu chcę sprzątać i oddaję się temu niemal z zawziętą pasją. Kiedy indziej wolę miło spędzić dzień, korzystając z pięknej pogody, a wieczorem, ni stąd ni zowąd w ciągu pół godziny potrafię (z ochotą) sprzątnąć taki rejon, że sama się sobie dziwię, jak to możliwe w tak krótkim czasie. Chyba wyobrażam sobie, że właśnie wpadła pokojówka, by zrobić szybkie porządki, a kiedy wstaję następnego dnia, jest mi przyjemnie - bo tak tu czysto. W wieczornym przypływie zapału do sprzątania, radziłabym wykonywać wyłącznie proste, mechaniczne czynności (mycie, ścieranie kurzy lub prasowanie), odradzam jednak wszelkie czynności wymagające uruchomienia szarych komórek (porządkowanie notatek, rozstrzyganie dylematów: wyrzucić, nie wyrzucić itp.). W pierwszym przypadku osiągniemy: dobre efekty (eliminacja kurzu) + fizyczne zmęczenie + wyciszenie = senność. W drugim przypadku efekt może być odwrotny: rozbudzenie + irytacja lub natchnienie i, w efekcie, bezsenna noc.
Z tych wielu ww. powodów korzystam z różnych metod organizacyjnych, choć najczęściej z grafiku czasowego oraz planu tygodniowego, uwzględniającego "nietypowe" wskazania organizera. Plan dzienny uruchamiam np. wówczas, jeśli sobie na to zasłużyłam, włócząc się dwa dni z rzędu po łąkach i pstrykając zdjęcia, głucha na wszelkie wyrzuty sumienia (cóż, my, artyści, tak miewamy :-) ).
Natomiast, jak ognia unikam metody lawinowej, gdyż przyprawia mnie o totalnego doła.
47.700?
Genialny tekst!
OdpowiedzUsuńChyba udoskonalę swój grafik, bo coś marnie wygląda przy tych Twoich zapiskach:)Choć z drugiej strony sprawdza się, to może nie ulepszać na siłę:).
Pozdrawiam
Nie zmieniaj tego co dobre i sprawdza się w codziennej praktyce.
UsuńPrzedstawiłam znane mi (testowane) metody celem filozoficznych (i nie tylko) rozważań dla osób poszukujących :-D. Dziękuję za opinię i pozdrawiam :-)
Ja nie należę do pedantek, sprzątam zwyczajnie na zasadzie- bo trzeba, bo chcę mieć czysto. Moja metoda to przyzwyczajenie, zachowanie odruchowe i impuls wzrokowy. Nigdy nie starałam się mojej "metody" opisać" ale wygląda to tak że odruchowo dana czynność która powoduje zabrudzenie jest na bieżąco sprzątana. Po prostu- robię kanapki i zaraz zbieram okruchy chleba z krajalnicy i blatu. Gotuję obiad , coś tam podsmażam i czas tej operacji wykorzystuję na coś co w kuchni mogę zrobić jednocześnie pilnując by potrawa się nie spaliła czy nie wykipiała. Odkurzam codziennie i nigdy nie jest odkurzone wystarczająco- ale to zasługa mojego psa. Dwa, trzy razy w roku robię tak zwane porządki świąteczne. Uprzedzenie mam jedynie do mojej lodówki, bo franca ma coś nie tak z funkcją automatycznego rozmrażania. Po prostu zbiera mi się woda w lodówce pod pojemnikami na warzywa zamiast ma schodzić taka specjalną "dziurką" na zewnątrz do pudełka i tam odparować. ( może znasz na to jakąś radę)
UsuńDołożę jeszcze parę zdań na temat roli mężczyzny w bałaganieniu.W domu posiadam dwóch osobników rodzaju męskiego i choć w zasadzie są przeszkoleni w sprzątaniu po sobie - to ciągle trzeba im coś przypominać np nie właź w buciorach z podwórka czy kotłowni do mieszkania - ich odpowiedź- ale ja tylko po.....
Zupełnie inaczej zachowuje się facet w pracy.Pracuje jako suwnicowa, ale w ramach tak zwanych "wolnych chwil" sprzątam pomieszczenie szatni,jadalni i wc. I tu można by napisać powieść jak bałaganią faceci......
a ja mam inny świetny motywator do sprzątania - wizyta teściowej :):):)
OdpowiedzUsuńTeż miałam ochotę użyć tego argumentu, ale nie chciałam potęgować grozy sytuacji :-D. Pozdrawiam
Usuń.....nie chcialam potegowac grozy sytuacji :) gratuluje podsumowania :) A tak bardziej serio- uzmyslowilas mi, ze ja dzialam niestety, w/g metody nr 6 a frustracja przeradza sie w najnormalniejsza depresje...
UsuńDziękuję :-) Ale swoją drogą, czy to nie zastanawiające, że człowiek w pośpiechu odruchowo ima się rozwiązań chaotycznych i nieefektywnych sądząc, że jeśli się zaangażuje (i wszystko fruwa), to jego działanie będzie miało większy sens i logikę? Owszem, działając tak czy inaczej, z czasem dochodzimy do bardziej optymalnych metod działania, ale chyba warto chwilę się zatrzymać, uruchomić mózgownicę i za każdym razem planować i ulepszać proces np. sprzątania. W sumie będzie trwało krócej i przebiegnie sprawniej, czego sobie i Wam życzę :-)
UsuńA, i żeby było jasne - metodę nr 6 znam również z autopsji, lecz wyeliminowałam ją bezwzględnie, gdy przyłapałam się na ponurym mamrotaniu do siebie i odkryciu co też za sobą zostawiłam. To było okropne - nie dość, że robiłam co się da (lecz bez efektu), to jeszcze widząc rezultaty nie miałam siły... posprzątać po sobie.
UsuńZatem są 2 wyjścia: albo eliminacja metody chaotycznej jako sposobu sprzątania, albo trza nająć jakąś służkę :-)
A tak poważnie - to najczęściej stosuję jednak najgorsza z metod - metodę chaotyczna...przy trójce dzieci metody planowe mi się nie sprawdzają - zbyt wiele elementów nieprzewidywalnych :):)
OdpowiedzUsuńKobieto, Ty masz dla kogo żyć! Nie zmarnuj się :-P. Powodzenia!
Usuńja robię listę zadań do wykonaniach i później systematycznie wykreślam:)podłogi myję dopiero jak córa idzie na drzemkę:)
OdpowiedzUsuńNo, piękny ten post, przepiękny wręcz. Chyba go jeszcze raz przeczytam i będę do niego wracała.
OdpowiedzUsuńMetoda lawinowa jest mi dobrze znana. W ostatnią sobotę zastosowałam ją z dużym sukcesem.
Najlepiej byłoby się zmobilizować i codziennie poświęcić jakiś czas na sprzątanie, ale, niestety, jak człowiek znienacka musi zostać w pracy po godzinach, nieraz kilka dni z rzędu, wszystkie harmonogramy biorą w łeb.
Nie przypuszczałam, że akurat ta metoda jest aż tak powszechna :-). Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
UsuńPodeszłaś do sprawy bardzo fachowo:) podoba mi się grafik czasowy, ale 90 minut dziennie na sprzątanie?! toż to 90 minut dziennie mniej na ... ale, zaraz. W końcu mam ludzi w domu, można to podzielić... hmm. Będę myśleć :D
OdpowiedzUsuńDziel i rządź :-D. U mnie czasem jest to 90, czasem 180 i więcej, a czasem 10 minut, ale nie chciałam dawać złego przykładu :-). Pozdrawiam
Usuńgenialne :) nie chodzi o metody bo wszystkie stosuję zależnie od sytuacji a podejście. Twój artykuł działa motywująco... po przeczytaniu można góry przenosić... pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMotywacja we wszelkim działaniu jest najważniejsza! Bez niej twórcza inwencja, ani intuicja się nie rozwiną. Jeśli udało mi się zmotywować Ciebie, to jestem usatysfakcjonowana - o to mi chodzi :-).
UsuńPozdrawiam serdecznie
Szukałam jakiegoś planu sprzątania, a dzięki google trafiłam na ten blog i po prostu wsiąkłam. Zapisałam w ulubionych i będę jego wierną fanką. Brawa za styl, który jest bardzo w moim guście :)
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu dzięki google, bo szukałam jakiegoś grafiku sprzątania. wsiąkłam na amen. Będę z pewnością wierną fanką, bo i treść i forma mi bardzo odpowiada :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, pozdrawiam i zapraszam :-)
UsuńMiedzy praca a snem mam 90 minut. Przyznaje, że często w tym czasie sprzątam metoda lawinową i jestem u kresu wytrzymałości psychicznej mając męża brudasa i bałaganiarza. Wykończę się niedługo...
OdpowiedzUsuńU mnie wchodzi w grę tylko metoda 3 i to w sobotę, w tygodniu nie mam sił i czasu na sprzątanie.
OdpowiedzUsuńTo jest super rozwiązanie, będę teraz stosowała u siebie. Chociaż przyznam, że ja lubię sprzątać wszystko na raz.
OdpowiedzUsuńsuper
OdpowiedzUsuń