sobota, 9 marca 2013

To co na Wielkanoc?

Jeszcze trzy tygodnie do świąt Wielkiej Nocy, pomału nadchodzi czas planowania menu. Ja zachowuję spokój, mam przecież listę "Na Wielkanoc ZUPEŁNIE wystarczy", spisaną dawno temu na podstawie świeżych spostrzeżeń oraz nabytych doświadczeń. Mogę powiedzieć, że bywa ona moim kołem ratunkowym w chwilach przedświątecznego amoku, a na pewno jest bezpieczną przystanią - na jej podstawie zrobię listę zakupów oraz ustalę menu dostosowane, oczywiście, do aktualnej sytuacji. Tutaj muszę wyjaśnić, że "odwieczny" harmonogram tych świąt przewiduje śniadanie wielkanocne spędzone rodzinnie... u Dziadków. W tej sprawie niewiele mam do powiedzenia (a nawet gadania), czasem udaje mi się tylko "przemycić" na stół jakieś ciasto lub sałatkę.
Każdy ma inną sytuację, to oczywiste. Moja lista nie jest panaceum dla każdego, za to mnie sprawdza się doskonale. Chodzi w niej o to, by w przedświątecznym zamęcie nie pogubić się w tym, co: chciałabym a mogę zrobić, zrobiłabym (choćbym miała paść), ale nie ma sensu, bo nie zejdzie i tylko się zmarnuje. Przedstawiając swoją listę opierałam się na samodzielnie zdobytych doświadczeniach, utartych zwyczajach w mojej rodzinie oraz spodziewanych okolicznościach, w jakich święta te upłyną.

Ty masz swoją rodzinę, własne zwyczaje i upodobania, być może to Ty będziesz organizować wielkanocne śniadanie dla dwunastu osób; dlatego musisz zastanowić się jak to ogarnąć, co i ile przygotować, słowem sporządzić własną listę zadań i potraw. Moja lista, o której dokładniej dziś opowiem, niech posłuży jako jej zaczątek, inspiracja, nic więcej. Bo celem nie jest sam spis, lecz racjonalne zaplanowanie i wykonanie wszystkiego, by niczego nie zabrakło, ale w takiej ilości (i rozmaitości), by też nic się nie zmarnowało. I nie mam tu na myśli wyrzucania jedzenia, choć to naganne, ale zmarnowanie nakładu pracy, cennego czasu (który mogłabyś wykorzystać inaczej), sił i dobrego samopoczucia. Po co Ci biadolenie: "Tyle się napracowałam, a nikt tego nie tknął (nie daj Boże, zapomniałaś podać) i co mam teraz z tym wszystkim zrobić?! Jestem wykończona, nienawidzę świąt!"

Moje działania i przedsięwzięcia zmierzają raczej w kierunku minimalistycznym, a na pewno racjonalnym. Jeśli mogę coś doradzić w sprawie tworzenia takiej listy, myślę, że dobrze byłoby zacząć od spisania wszystkich potraw świątecznych jakie przyjdą Ci do głowy, ale tylko takich, które naprawdę lubisz, mile wspominasz np. z dzieciństwa. Do tego dopisz te, które lubią Twoi domownicy i ewentualni goście oraz te, które Ci zaimponowały (gdzieś wyczytane lub zakosztowane) i miałabyś ochotę wypróbować i powalić wszystkich na kolana.
I co? Ile tego wyszło? Jeśli stres Cię już zżera, to wpisałaś jakieś 5 potraw i dalej pustka w głowie. OK., zostaw kartkę na boku, na pewno za chwilę Cię olśni.
No, ale hola! Tyle tego? Stop! Odkładamy długopisy i stygniemy!
Następnym krokiem powinno być spisanie wszystkich składników potraw, ale lepiej zadziała inna metoda: określ realnie, ile czasu zajmie Ci przygotowanie każdej z potraw.
No, nie powinnaś przerywać w połowie... Ale sama widzisz, że Cię to przerasta? Doba ma tylko 24 godziny.
To świetnie, bo musisz wiedzieć, że święta Wielkanocne trwają zaledwie 48 godzin, w tym ze dwa razy trzeba się kimnąć. Lepiej?
Tak czy inaczej, musisz dużo spraw ustalić: ile rodzajów i jakich potraw, w jakiej ilości przygotujesz (uwzględnij ilość osób i posiłków). Pomoże Ci w tym kierowanie się tym: ile czasu i wysiłku zabierze skompletowanie zakupów, ile będą kosztować składniki, no i najważniejsze - ile czasu zajmą przygotowania (uwzględnij swoje możliwości, umiejętności, a nawet stopień entuzjazmu, z jakim wykonasz kolejną pozycję z listy menu). W swoich planach kieruj się zdrowym rozsądkiem i racjonalnym umiarem. Wielokrotnie przekonałam się, że lepszy jest mały niedosyt niż niewielki nadmiar. Nie chcę zbaczać z tematu, napomknę tylko, że Wielkanoc czy inne święta nie polegają na siedzeniu przy stole  :-) .
Tymczasem ja postaram się jak najkrócej omówić swoją listę pod kątem menu i zakupów.
  1. Jaja (30 szt. zwykle wystarcza) - 8 do10 ugotowanych jaj idzie do dwóch sałatek (np. fasolowa i jarzynowa z ziemniakami), pozostałe do ciast i zjedzenia, np. z chrzanem i majonezem (a najpierw do święconki). Jeśli nie podejmuję gości, zwykle robię tylko jedną sałatkę
  2. Majonez (2 słoiki średnie) - cały słoik (średniej wielkości) zużywam do obu sałatek, drugi głównie do jaj na twardo 
  3. Chrzan - lubimy jeść jaja czy wędlinę z chrzanem, niezłym antidotum na świąteczny atak cholesterolu
  4. Piersi kurczaka (1,2 kg) - przekrawam na cieńsze płaty i po przyprawieniu smażę (bez panierki). Nikt nie chce ziemniaków do obiadu, za to kotlety chętnie. Konkretnie i treściwie. Na życzenie z ok. 35 dag ugotowanej piersi robię galart.
  5. Żelatyna do mięs i ryb 1 opakowanie - wykorzystuję, jeśli są chętni na galart.
  6. Sałata - do ozdoby półmisków z wędlinami, jajami, pomidorami itd. Ozdoba ubywa z półmisków wraz z zawartością, którą ozdabiała :-)
  7. Pomidory 2 szt. - pełnią rolę jw.
  8. Rzodkiewki - dobre do pogryzania i ozdoby jw.
  9. Ziemniaki (1-1,5 kg) - gotuję do sałatki, resztę proponuję nielicznym chętnym do obiadu
  10. Ser żółty - dla urozmaicenia świątecznego poczęstunku i/lub dodatek do sałatki ziemniaczanej
  11. Ogórki kiszone - do obu sałatek schodzi większość, reszta do dekoracji
  12. Z kilograma białego twarogu (oraz 8 jaj) piekę sernik, bez którego po prostu nie ma świąt (nie podałam przepisu? Hm, sernik zawsze mi się udaje, może zdradzę przepis jeszcze przed świętami?). Wspomnę tylko, że twaróg w wiaderku mnie się nie sprawdził, a na niektórych wręcz jest napisane, że nadaje się do sernika... na zimno.
  13. Margaryna (2 kostki) -  "schodzi" do ciast i smażenia
  14. Wędlina - kupuję kilka rodzajów w niewielkich ilościach, w tym tradycyjną szynkę
  15. Kiełbaski do zgrzania - ostatnio bardzo wszystkim smakują pieprzówki z Lidla. Frankfurterki też dobre.
  16. Ciasta 2-3 rodzaje - w zależności od ilości gości, oprócz sernika piekę jeszcze jedno lub dwa ciasta z mojej puli, ale wybór powierzam domownikom dając im niemal wolną rękę (tzn. ja głośno myślę, co mogłabym upiec, bo dawno nie było i tak osiągamy konsensus  ;-)
  17. Sałatka - ziemniaczana, najczęściej tzw. siermiężna (ach, też musiałabym podać przepis!). Ziemniaczaną lubią wszyscy, a w razie oblężenia (goście) dorabiam naprędce sałatkę fasolową lub z tuńczykiem (jakąkolwiek, którą da się zrobić raz-dwa)
  18. Pieczywo - lubimy, żeby było i jasne i ciemne dla urozmaicenia
  19. Masło do smarowania pieczywa (ewentualnie do kremu), w robienie baranka akurat się nie bawię
Tak więc lista omówiona. Muszę jednak dodać jeszcze  parę uwag:
  • Wiadomo, że na co dzień dom jest jako tako zaopatrzony, lista nie obejmuje więc "zwykłych" produktów jak cukier, herbata, kawa, owoce czy musztarda itp. 
  • Lista nie jest martwa - przypomina o wystarczającej ilości świątecznych produktów i sygnalizuje rozsądne granice. W zależności od tego, na co powinnam się przygotować, dokonuję oceny sytuacji i, albo decyduję się na wykonanie dodatkowej potrawy, albo z czegoś rezygnuję. 
  • Jeśli coś zmieniam, to odbywa się to na zasadzie wymiany, np. zamiast trzeciego ciasta planuję deser lodowy z owocami i bitą śmietaną; zamiast sałatki fasolowej - sałatkę ryżową, zamiast smażonych piersi kurczaka robię kotlety schabowe z pieczarkami itp. Chodzi o to, by trzymać się określonej ilości potraw - większa ilość, po prostu się zmarnuje.
  • W mojej sytuacji (śniadanie u Dziadków) podejmuję gości w drugim dniu Świąt. Jeśli zachodzi konieczność i naprawdę muszę coś "dorobić" - ograniczam się do wykonania szybkiej sałatki, bądź ugotowania barszczyku czy zrobienia deseru. To zupełnie wystarczy, by załatać ewentualną dziurę w menu! 

Magia mojej świątecznej listy, która dotąd działa, polega na tym, że z tytułu, iż Wielkanoc wypada tak rzadko (zaledwie raz w roku), jakoś zapominam ile czego robiłam i kupowałam, choćby za ostatnim razem. A ona? Ona pamięta i uspokaja - tyle zupełnie wystarczy!

------------------------

O, właśnie! Coś mi się przypomniało! Tyle było szumu o barszcz z paczki, o którym pisałam przy okazji świąt Bożego Narodzenia. Jak tak można, to niewyobrażalne i fuj! Jak komu. Ów barszcz naprawdę jest smaczny, robię go w ok. pół godziny, można by rzec - na zawołanie. Pozwolę sobie pokazać niedowiarkom, że barszcz czerwony z torebki nie jest niczym strasznym. Oprócz szeroko rozpowszechnionych zup instant, w sprzedaży nadal są zupy, które wymagają gotowania, najczęściej przez 15 minut. Właśnie taki barszcz mam na myśli.
Opis przyrządzania podany przez producenta:
  • Zawartość opakowania rozprowadź  w 750 ml zimnej wody.
  • Postaw na ogniu i mieszaj do chwili zagotowania.
  • Gotuj na małym ogniu przez 15 minut, często mieszając.
  • Przed podaniem przecedź.

Skład barszczu czerwonego, przewidzianego do gotowania:
  • warzywa suszone (48,9%)
  • burak czerwony (42,9%)
  • pozostałe przyprawy i dodatki smakowe stanowią 8,2% 
A tak wyglądają buraki z torebki po pierwszym gotowaniu:

Barszcz czerwony gotuję w pół godziny. Oto zawartość tajemniczej torebki barszczu po pierwszym gotowaniu. Ciekawe, co to jest? Chyba... utarte buraki, co?

Dlaczego gotuję barszcz dłużej, niż zaleca producent? Otóż wykorzystuję buraki w 100 procentach. Na zdjęciu widać odcedzone buraki po ugotowaniu. Teoretycznie należałoby je wyrzucić. Ale jest w nich jeszcze sporo smaku i koloru. Dlatego barszcz z torebki (najczęściej z 2-3 opakowań) przyrządzam tak:

  • do garnka o pojemności ok. 2 litrów nalewam litr zimnej wody i wsypuję 3 opakowania barszczu (będę miała ponad 2 litry gotowego barszczu)
  • mieszając doprowadzam do wrzenia, gotuję przez 15 minut - wg przepisu na opakowaniu
  • odcedzam buraki (czysty barszcz wędruje do większego garnka)
  • odcedzone buraki lądują z powrotem w pierwszym garnku, zalewam je ok. 0,5 litra zimnej wody, doprowadzam do wrzenia i krótko gotuję (1-2 minuty). Znowu odcedzam wywar do większego garnka. Buraki na sicie są już bledsze, ale warto je przegotować po raz trzeci
  • po trzecim przegotowaniu z ok. 0,5 litra wody, odcedzone buraki są już tylko sino różowe - zatem dały z siebie wszystko i dopiero teraz je wyrzucam.
  • gotowy barszcz można przyprawić do smaku pieprzem, ewentualnie dodać 1-2 łyżeczki barszczu instant, który ma bardziej kwaskowy smak. Zwykle dodaję też łyżkę oleju. Jeśli ktoś lubi barszcz z majerankiem - proszę bardzo, niech przyprawi sobie na talerzu. Gotowanie  majeranku powoduje jego zgorzknienie.
Przyznaję, sama nigdy nie robiłam innego barszczu - taka prawda. Ale osoby, które gotują barszcz "jak należy" (zabiera to kilka godzin) przyznają, że na koniec także doprawiają go barszczem błyskawicznym. Nie raz też uprzedzają, że barszcz wyszedł nie najlepiej, bo "buraki chyba były gorzkie" (cokolwiek to znaczy). Mój barszcz zwykle smakuje tak samo, bez przykrych niespodzianek. Chcesz spróbować? To wpadnij do mnie za jakieś pół godzinki  :-) .  

Do szybkiego barszczu, można naprędce upiec paszteciki z gotowego ciasta francuskiego. Oczywiście, trzeba to przewidzieć i zawczasu przygotować nadzienie mięsne, bądź grzybowe:

Paszteciki z nadzieniem mięsnym lub grzybowym z gotowego ciasta francuskiego są łatwe do wykonania.
46.659

menu na Wielkanoc, zupełnie wystarczy lista, co przygotować na święta, barszcz z torebki, racjonalne menu, planowanie listy dań


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz