wtorek, 30 kwietnia 2013

Złoty Pąk - łańcuszek obiecujących blogów




Zacznę nietypowo. Przeczesałam internet w poszukiwaniu źródła nominacji Liebster Award - skąd się to wzięło? Nie dowiedziałam się właściwie niczego. Google wyrzuciło od ręki 761 wyników (w 17 setnych sekundy) i na 76. stronie podało komunikat: "Aby pokazać najbardziej trafne wyniki, pominęliśmy kilka pozycji bardzo podobnych do 761 już wyświetlonych. Jeśli chcesz, możesz powtórzyć wyszukiwanie z uwzględnieniem pominiętych wyników". Nie, nie chciałam - wszystkie wyniki spośród czterech milionów trzystu dziewięćdziesięciu tysięcy wyglądają mniej więcej tak: "Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera ..." 
Tak więc i mój blog otrzymał nominację, co przyjęłam z przyjemnością i pewną dozą niepewności, czy podołam zadaniu (jakie pytania? kogo nominować? aż tyle?). Przejrzałam zatem kilkanaście blogów - "przodków", by zobaczyć jakie ścieżki doprowadziły do mojego bloga i, w ogóle, co ja powinnam zrobić z tym miłym "fantem".
Odniosłam wrażenie, że wygląd Nagrody zmieniał się niemal za każdym przejściem, uznałam zatem, że i ja powinnam przygotować nagrodę dla nominowanych przeze mnie blogów.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Blog na Facebooku. Czy odwrotnie?

Blog "Inspirująca codzienność" od 27 kwietnia 2013 r. ma stronę na Facebooku :-)

Czy Facebook to bóg? Niektórym tak się zdaje i uzależniają się od niego ponad miarę, tracąc kontakt z rzeczywistością. Niedawno usłyszałam taką historyjkę z życia wziętą: nastoletnia córka znajomego niemal każdą godzinę wolnego czasu spędzała przed komputerem, aktywnie udzielając się na Facebooku. Była bardzo popularna, miała mnóstwo znajomych (ok. 600 osób), którzy ją, oczywiście, "lubili". Opowiadam to swoimi słowami, jako laik, gdyż akurat mnie platformy typu "Nasza klasa" czy Facebook nie wydały się na tyle wciągające, by się od nich uzależnić (np. konto na NK założyłam kilka lat temu i po tygodniu... zlikwidowałam). Co nie znaczy, że kwestia uzależnienia jest mi obca (kilka lat na scrabble online - wiele godzin dziennie. Wyleczyło mnie... prowadzenie tego bloga). Niedawno córka kolegi miała urodziny. Przyszło do niej troje przyjaciół, by złożyć jej życzenia i w tym kameralnym towarzystwie miło spędziła dwie godzinki (choć kto wie, może jej się dłużyło bez FB?). Kiedy znajomi się rozeszli, wieczorem ojciec zapytał córkę, kto złożył jej życzenia. No, oprócz rodziny - te dwie koleżanki i kolega, odpowiedziała.

sobota, 27 kwietnia 2013

Gulasz z szybkowara


Gulasz wołowy z pyzami drożdżowymi

Mięso na gulasz przygotowuję zawsze sama. Najbardziej lubię gulasz z mięsa wołowego - jest ciemniejszy i bardziej aromatyczny (choć czasem przyrządzam go także z szynki wieprzowej). Wybieram je dlatego, ponieważ poza gulaszem, bitkami, zrazami zawijanymi, farszem do naleśników lub pierogów, a także sosu bolońskiego, właściwie nic innego nie przyrządzam z wołowiny, które jest mięsem bardzo wartościowym. O, przepraszam, pyszna jest jeszcze grillowana karkówka (mam przepis na świetną marynatę!).
Na gulasz zawsze kupuję kawał mięsa dobrej jakości (np. z udźca). To nie szkodzi, że jest droższe - mnie się opłaca, bo nie ma rzęchów i niemal nic z niego nie odrzucam. Po prostu obmywam pod bieżąca wodą, odcinam z powierzchni ewentualne błony i kroję na grubsze plastry, a plastry w kostkę (ok. 2 na 2-3 cm).  Zwykle część (ok. 60 dag) przeznaczam na gulasz, który robię od razu, resztę pakuję do woreczka foliowego i zamrażam (będzie na następną okazję).
Gulasz od zawsze gotuję w szybkowarze, bo dzięki niemu mięso będzie należycie miękkie już po 18 minutach (szynka wieprzowa) lub 25 minutach (wołowina). Potem wystarczy oziębić szybkowar, by ciśnienie uszło z wnętrza (to właśnie dzięki większemu ciśnieniu, wewnątrz szybkowara wytwarza się temperatura wyższa niż 100 stopni Celsjusza i dlatego proces gotowania jest znacząco krótszy). Tym sposobem obiad ze smakowitym gulaszem w roli głównej, mogę przygotować w ok. 60-70 minut. A co podać do gulaszu? Ziemniaki, makaron (np. świderki), kluski kładzione, kaszę (uwielbiam pęczak), kluski śląskie, kopytka lub pyzy drożdżowe i nie wiem co jeszcze :-) .

czwartek, 25 kwietnia 2013

Ciasteczka "Wio, koniku!"




Chodzi, oczywiście, o ciasteczka owsiane. Przecież każdy wie, że konie lubią jeść owies, a od niego pięknie lśni im sierść. Jeśli nie lubisz owsianki na mleku, to przynajmniej od czasu do czasu upiecz ciastka owsiane lub chociaż przemyć niewielką ilość płatków owsianych do innego ciasta zamiast kilku łyżek mąki, a już będzie zdrowsze. Surowe płatki owsiane zawierają sporo cynku, a także molibden, krzem czy kobalt, które to makroelementy powodują, że nasze włosy pięknie się układają i zdrowo lśnią, rzęsy rosną jak łopaty, a oko błyszczy żywym blaskiem.
W ramach urozmaicenia domowych wypieków proponuję przepis na zdrowe i smaczne ciasteczka owsiane, które da się przygotować dość szybko. Są sycące, a jednocześnie nie aż tak bardzo kaloryczne. Mnie nachodzi ochota na coś takiego raz na kilka miesięcy, bo jakoś nie mogę zbyt długo i często jeść pieczywa z ziarnami - po prostu czuję, że więcej nie przełknę i basta. Ale z kolei, kiedy najdzie mnie ochota na ciastka owsiane, słucham swojej intuicji (ona mi mówi, że akurat tego mi potrzeba) i szybciutko je piekę. Zatem - wio, koniku!

Oto przepis na cienkie ciasteczka owsiane (proporcja na 2 blachy) :

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Czas ruszyć w las!



Ja wiem, że najczęściej pogoda dopisuje w dni powszednie, za to w weekend, kiedy człowiek nie może iść do pracy i w ten sposób usprawiedliwić swój brak chęci do podjęcia działań niestereotypowych, to akurat pada, albo wieje, albo zimno, albo pochmurno, albo nijak. No więc zostaje w domu i nadgania całotygodniowe zaległości, poza tym, że ewentualnie odeśpi - pierze, prasuje, sprząta, myje i szoruje (głównie "doprowadza"), jedzie na zakupy, pichci, odnawia kontakt z rodziną (odwiedziny, telefony, tudzież przegląd zeszytów szkolnych i przesłuchania latorośli), a gdy jeszcze zostanie trochę czasu - weźmie relaksującą kąpiel i klapnie przed telewizorem. "Wolny" czas przeleciał niezauważenie, i jeśli nawet większość spraw i zaległości udało się ogarnąć, nagle, niedzielnym popołudniem, czujemy jakiś ucisk na wątrobie (a może to żołądek?), czasem mdłości, a na pewno napad lęku, który wyrywa nas z poobiedniej sjesty - kurde, jutro trzeba iść do pracy! Chluśnięcie adrenaliny zastąpi popołudniową kawę z nawiązką - w oka mgnieniu przyśpieszamy obroty, by sprawdzić czy na jutro wszystko jest gotowe (a nie jest, bo jeszcze to i TO! No nie!!!), co na obiad, czy dzieciaki czegoś sobie nie odpuściły, a mieliśmy dopilnować. Adrenalina, stres, wyrzuty sumienia i poczucie bezwzględnej konieczności wykonania czegośtam robi z nas robota - czas, czas, czas, robić, zrobić, nadrobić, nie gadać mi tu, nie zawracać głowy, nie mam już czasu! Po godzinie - dwóch, bateryjki się wyczerpują. Nie mamy sił już na nic, jest nam wszystko jedno, nawet nie bardzo ciekawi nas odpowiedź na natrętnie nasuwające się pytanie: kto właściwie wymyślił robotę - dawać go tu!

sobota, 20 kwietnia 2013

Posezonowych rzeczy przechowywanie




Po co trzymać wszystkie rzeczy w jednej szafie, niezależnie od sezonu? Żeby mieć je na oku i móc przewracać w większej ilości sztuk odzieży, poszukując TEJ jednej upatrzonej, acz zawieruszonej oczywiście! Po co przewracać wszystkie rzeczy? Można ułożyć je w stosach - na spodzie te, które obecnie nie są używane, a na wierzchu te najbardziej aktualne. Niby OK, ale duże stosy i tak grożą zawaleniem, zagubieniem się czegoś i zawsze kończą się bałaganem. Jasne, że trzeba regularnie przeglądać szafki i je porządkować. Ale po co robić to w najmniej odpowiednim momencie, albo częściej niż to naprawdę konieczne? Moim zdaniem po nic, dlatego już kilka lat temu zakupiłam worki próżniowe i przechowuję w nich około połowy swoich rzeczy, czyli tę część, która nie jest mi potrzebna ze względu na aktualnie panującą porę roku. Przedtem stosowałam również całkiem dobrą i wygodną metodę - rzeczy posezonowe układałam w dwóch zgrabnych kartonach i umieszczałam je na górnej półce meblościanki.
Tym razem wiosna trochę(?!) się opóźniła, toteż z wymianą rzeczy nie było co się śpieszyć. Ale teraz, dosłownie w ciągu kilku dni, wiosna wybuchła z impetem, tylko patrzeć jak przyjdą niemal tropikalne upały. Nadszedł czas, by wytaszczyć worki z rzeczami letnimi. Przechowuję je ustawione pionowo w obszernej torbie (w mojej narożnej komodzie otwieranej od góry), ale można oczywiście, na płasko w stosie).  Wyciągam torbę, ciągnąc za jej uchwyty, wraz z całą zawartością i od razu mam do dyspozycji cały arsenał.


czwartek, 18 kwietnia 2013

Kluski migiem kładzione


Kluski kładzione z gulaszem
Gulasz z kopytkami, albo z kluskami kładzionymi... mniam. To może tym razem z kluskami, bo szybciej? Tym bardziej, że akurat ziemniaków ugotowanych i wystudzonych nie ma, a potrzebne są  do kopytek. OK., niech będą kluski - też pyszne! Mogą być do gulaszu, sosu pieczarkowego, myśliwskiego czy pomidorowego. Albo suto okraszone usmażonym boczkiem z cebulą i kiełbasą? Mmm!
Czasem tak bywa, że mam jakiś sos lub gulasz, a ziemniaki, makaron czy kasza akurat były niedawno składnikiem obiadu i nie mam już na nie ochoty. Wówczas można zrobić kluski kładzione - własnej roboty i w dodatku migiem, dzięki użyciu robota z końcówkami do mieszania ciasta (spirale). Wystarczy zmieszać składniki z dodatkiem odpowiedniej ilości wody i już można gotować. Chociaż? Jak to niemal ze wszystkim, co robi się na mące, warto trochę odczekać, by spęczniała - wtedy ciasto będzie smaczniejsze. Nie trzeba czekać jakoś specjalnie, wystarczy tak zorganizować sobie przygotowania do obiadu, by najpierw zrobić ciasto na kluski, a potem np. uprzątnąć kuchnię, nakryć do stołu, przygotować surówkę, no i zagotować wodę do klusek.
Składniki na kluski kładzione dla 4 osób:

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Pogaduszki pietruszki


Pogaduszki pietruszki
A mówiłam żeby przemawiać do roślin? Mówiłam! No i jakby na specjalne zamówienie, niedawno australijscy badacze opublikowali rewelację - rośliny komunikują się, można by rzec, że czują i słyszą!
Odkrycie naukowców potwierdza, że rośliny potrafią porozumiewać się między sobą, wzajemnie na siebie oddziaływać i, albo "grzecznie" ze sobą współpracują ustępując sobie miejsca, albo ze sobą walczą zagłuszając się i osłabiając wzrost "przeciwnika". Dla tych, którzy mają styczność z hodowaniem różnych roślin (np. w ogródku czy na działce), odkrycie to wydaje się banalne, ponieważ sami przekonali się lub dowiedzieli zawczasu, że jedne rośliny czują się ze sobą dobrze, a inne gatunki trzeba wręcz izolować, bo zniszczą się wzajemnie. I tak dla przykładu, obecność pietruszki lubi por, pomidor i ogórek czy cebula. Natomiast cebula nie znosi sąsiedztwa rzodkiewki fasoli, grochu i kapusty (więcej o upodobaniach warzyw tutaj). Praktyka wykazała bowiem, że jedne rośliny potrafią chronić inne np. odstraszając szkodniki (bazylia odstrasza mączniaka rzekomego od ogórków; przy okazji odstrasza także od nas komary) lub przeciwnie - zniszczą sąsiada (np. kapusta "wykończy" kalarepę). Dzieje się tak dlatego, że każde żywe stworzenie (człowiek, zwierzęta, rośliny) wytwarza własną aurę, którą można zmierzyć, a nawet zobaczyć.

piątek, 12 kwietnia 2013

Pokrowiec interaktywny



Zakup fotela z podnóżkiem był bardzo dobrym posunięciem, o niebo lepszym niż kupno dwóch foteli... bez podnóżka. Tak miło się wypoczywa kiedy można zasiąść w fotelu a nogi ułożyć na podnóżku. Jeszcze lepiej, gdy nie trzeba się obawiać zabrudzenia obicia i odruchowo nie zdejmować kapci. Trochę to trwało zanim przestałam reagować w ten sposób, kładąc nogi na poduszce podnóżka w bardzo jasnym kolorze. Właściwie trwałoby nadal, gdybym nie zaczęła przykrywać obicia kawałkiem lnianego płótna (tymczasowo), nastawiając się na uszycie odpowiedniego pokrowca. Początkowo planowałam uszyć bardzo płaską poduszkę (matę?), którą po prostu kładłabym na podnóżek, ale później uznałam, że lepszy będzie pokrowiec, czyli kawałek materiału odpowiedniej szerokości w pasującym kolorze (ten tymczasowy kawałek płótna spełniał swoje zadanie bardzo dobrze - nie marszczył się i nie zsuwał, po co więc miałabym wymyślać coś bardziej skomplikowanego i niesprawdzonego w praktyce?

wtorek, 9 kwietnia 2013

Spaghetti w sosie bolońskim - szybkie danie



Kiedy mam mało czasu na pichcenie, a obiady z ziemniakami chwilowo się znudziły, jedną z opcji na danie szybkie, łatwe i smakowite jest właśnie makaron spaghetti w sosie bolońskim z mięsem i sporą ilością startego żółtego sera. Danie to jest wyraziste, smaczne i sycące, i należy do tych, które można przygotować zawczasu, a później odgrzać. Zwłaszcza, gdy dodam żółty ser - aby się rozpuścił wręcz trzeba je podgrzać - albo w mikrofalówce, albo w piekarniku (koniecznie w odpowiednim naczyniu, które zniesie wysoką temperaturę).
Przygotowuję je chętnie, zwłaszcza wówczas, gdy spodziewam się, że domownicy wrócą do domu o różnych godzinach, a ja nie jestem w nastroju do przesiadywania w kuchni. Gotowe danie nakładam więc na talerze, posypuję serem i przykrywam - można je odgrzać (i roztopić ser) w każdej chwili. Wiele potraw traci na powtórnym odgrzewaniu, ale na pewno nie to. Uważam, nawet, że spożyte następnego dnia jest równie dobre, jeśli nie lepsze (z tym, że przygotowując danie na dwa dni  nie mieszam makaronu z sosem z obawy, że wchłonie sos).

sobota, 6 kwietnia 2013

Moja lewa prawa ręka



Uff, odetchnęłam z ulgą! Wiedziałam od dawna, że należę do największej mniejszości wśród ludzkości i, choćby z tego powodu było mi raźniej. Ale teraz tyle jest szumu wokół innej mniejszości, że zwątpiłam...
Przyznam, że nie interesuje mnie tamta mniejszość, irytuje mnie wręcz, że wszędzie zrobiło się ich tak pełno we wszelkich mediach: wywiadach, w polityce, w serialach, na plakatach, a nawet w skeczach kabaretowych. Wiecie, o jakiej grupie mówię, prawda? Kampania jest tak szeroko zakrojona, walka o prawa tak intensywnie rozgorzała na wszelkich możliwych frontach, że w pewnym momencie zadałam sobie pytanie: jak wielu ich jest, jaka naprawdę jest skala "problemu". Przetrząsnęłam internet poszukując jednej informacji: jaki procent populacji tak zaciekle walczy o równouprawnienie? Źródła podają, że "ich" jest od 1,5 do 10%, a "nas" od 8 do 15%. Zatem leworęczni górą - taka mała satysfakcja. Za lata poczucia, że odstaję od innych, powinnam się zmienić, powinnam się TYLKO postarać i nie postępować tak niewłaściwie, brzydko, dziwnie, śmiesznie, czyli gorzej.

piątek, 5 kwietnia 2013

Mnóstwo resztek? Dziś pizza!



Pizza to świetny sposób na opróżnienie lodówki z produktów, których czas żywota się kończy, albo stoją zaczęte i nie wiadomo jak je wykorzystać. Oczywiście, nieraz mam ochotę na takie danie i specjalnie dobieram składniki, ale np. teraz, gdy po świętach z pewnością ostały się resztki wędlin (kiełbasa, szynka, salami), żółtego sera, przecieru pomidorowego, pieczarek, papryki i czego tam jeszcze nie znajdziesz, zrobienie pizzy wydaje się genialnym rozwiązaniem, do tego łatwym i szybkim. Pizza z mięsem, wędlinami w poświąteczny piątek? Owszem, dziś post jest wręcz zakazany, gdyż trwa Oktawa Wielkanocy.
Najpierw ciasto... Przy innej okazji podam przepis na własnoręczne ciasto drożdżowe do pizzy, ale tym razem pierwszeństwo mają Ci, którzy się śpieszą. Zatem zaopatrz się w gotowe "Ciasto francuskie do pizzy" (od niedawna w sklepach na literę L oraz B), rozwiń je wraz z papierem (nawet blachy nie trzeba smarować, nałóż farsz, obficie posyp utartym żółtym serem lub obłóż plastrami i wstaw do gorącego do piekarnika na ok. 15-20 minut (czas pieczenia zależy od ilości i wilgotności farszu, który nałożysz. Zresztą, na opakowaniu czas pieczenia jest dokładnie opisany z uwzględnieniem rodzaju piekarnika.
Z tego ciasta robiłam już pizzę, paszteciki z farszem mięsnym i grzybowym oraz paluszki do barszczu. Uważam, że ciasto jest godne polecenia, należy tylko pamiętać, by nadzienie było należycie przyprawione i posolone, bo samo ciasto jest raczej mdłe. Ciasta jest tyle, że wystarczy dla 3-4 osób.

środa, 3 kwietnia 2013

Ryba w galarecie i... no to po Świętach


U mnie obchody Świąt Wielkanocnych zakończyły się dopiero wczoraj, gdyż podejmowanie gości przeciągnęło się o jeden dzień. Czas zatem na kulinarne podsumowanie.
Ciasta - upiekłam tylko rogaliki drożdżowe (w sobotę rano, ale ciasto zarobiłam w piątek wieczorem - zaryzykowałam, ale udało się!), wyszło ich tyle, że do dziś zostały cztery sztuki. Wczoraj przed południem upiekłam ciasto ekspresowe z makiem, żeby goście nie musieli jeść "starego". Tak, to było dobre rozplanowanie - najpierw upiec coś, co wymaga większego nakładu czasu, a w razie potrzeby, która akurat zaszła, upiec ciasto szybkie (przygotowanie trwało ok. 15 minut, ciut dłużej, bo "bawiłam" się jeszcze w zabarwianie części ciasta przy pomocy kakao).
Sernika na święta nie było, upiekłam go przecież w tygodniu przedświątecznym (żeby przedstawić Wam przepis, oczywiście) i wszyscy się nasycili.
Wydaje się, że upieczenie tylko rogalików to za mało, ale nie w moim przypadku. Na śniadanie jeździmy bowiem do Dziadków i tak się jakoś (zawsze) dzieje, że dostajemy wyprawkę po kawałku z każdego ciasta (a były trzy) i trochę Babcinych smakołyków z wielkanocnego stołu. Nie było więc sensu, by wysilać się na więcej. I tak, zapobiegliwie, by nie dopuścić do sczerstwienia ciast, w domu przygotowałam niewielkie porcje i zamroziłam co najmniej połowę z nich w woreczkach foliowych - będą w sam raz do kawy. W kwestii mrożenia ciast, mogę wypowiadać się niemal jako ekspert  :-) , bo zamrażam do lat i bardzo sobie chwalę ten sposób przedłużania "żywotności" jedzenia.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Pasztet z malyn


Nim przejdę do sedna, proponuję łatwy i szybki deser lodowy o wyrafinowanym smaku. Można go zrobić właśnie teraz, poza sezonem. Wystarczy zaopatrzyć się w dobre lody, najlepiej śmietankowe lub waniliowe i polać je mrożonymi malinami podgrzanymi na patelni - szybko i dość mocno, bez cukru.
Malin nie należy rozmrażać ani podgrzewać w mikrofalówce. Chodzi o to, by nie puściły zbyt dużo soku i nie zmieniły się w sos. Rozłożone na szerokiej powierzchni patelni rozgrzeją się (podsmażą?) w ciągu 2-3 minut, nadmiar "zwykłej" wody odparuje i zostaną w większości rozdrobnione owoce (malina delikatną jest, więc większość rozpadnie się) oraz niewielka ilość skoncentrowanego soku. Lody najlepiej ułożyć na talerzyku, maliny częściowo na lodach, resztę obok w postaci fantazyjnych esów floresów.
Zimne lody o smaku śmietankowym czy waniliowym w połączeniu z intensywnym smakiem nieco kwaśnych, nieco słodkich i nieco gorących malin smakują zaskakująco dobrze. Warto spróbować tego prostego, ale bardzo oryginalnego deseru.
A teraz do rzeczy.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Tuning odkurzacza? Ekstra!


Imelina - nowe tworzywo o niesamowitych właściwościach??
To niesamowite - jednak wszystko jest możliwe! Kilka miesięcy temu, w jednym z postów dotyczącym sprzątania, a dokładniej odkurzania mebli, wystąpiłam z nieco żartobliwym apelem do producentów i projektantów odkurzaczy, aby wykombinowali uniwersalny wąż (pasujący do odkurzaczy wszelkich marek) z końcówką ułatwiającą usuwanie kurzu z różnego rodzaju powierzchni. Początkowo rzeczywiście był to żart, ale cały czas myślałam o "idealnej rurze z idealną końcówką" ilekroć odkurzałam meble. Zwracałam uwagę na pojawiające się niedogodności, takie jak: zbyt krótka i sztywna rura, która do tego celu mogłaby mieć mniejszą średnicę, niewłaściwe usytuowanie i konstrukcja otworu mocującego wąż (moim zdaniem mam prawo ciągnąć odkurzacz za wąż jak psa na smyczy i on nie ma prawa wypadać z otworu!), zbyt sztywna końcówka, która mogłaby mieć ruchomy przegub, zbyt krótki kabel (gdyby był dłuższy o co najmniej 2 m mogłabym dosięgnąć wszystkich zakamarków w całym mieszkaniu bez przekładania wtyczki do innego kontaktu, itp. itd. Nie chcę zanudzać długimi opowieściami, by przejść do sedna.