poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Czas ruszyć w las!



Ja wiem, że najczęściej pogoda dopisuje w dni powszednie, za to w weekend, kiedy człowiek nie może iść do pracy i w ten sposób usprawiedliwić swój brak chęci do podjęcia działań niestereotypowych, to akurat pada, albo wieje, albo zimno, albo pochmurno, albo nijak. No więc zostaje w domu i nadgania całotygodniowe zaległości, poza tym, że ewentualnie odeśpi - pierze, prasuje, sprząta, myje i szoruje (głównie "doprowadza"), jedzie na zakupy, pichci, odnawia kontakt z rodziną (odwiedziny, telefony, tudzież przegląd zeszytów szkolnych i przesłuchania latorośli), a gdy jeszcze zostanie trochę czasu - weźmie relaksującą kąpiel i klapnie przed telewizorem. "Wolny" czas przeleciał niezauważenie, i jeśli nawet większość spraw i zaległości udało się ogarnąć, nagle, niedzielnym popołudniem, czujemy jakiś ucisk na wątrobie (a może to żołądek?), czasem mdłości, a na pewno napad lęku, który wyrywa nas z poobiedniej sjesty - kurde, jutro trzeba iść do pracy! Chluśnięcie adrenaliny zastąpi popołudniową kawę z nawiązką - w oka mgnieniu przyśpieszamy obroty, by sprawdzić czy na jutro wszystko jest gotowe (a nie jest, bo jeszcze to i TO! No nie!!!), co na obiad, czy dzieciaki czegoś sobie nie odpuściły, a mieliśmy dopilnować. Adrenalina, stres, wyrzuty sumienia i poczucie bezwzględnej konieczności wykonania czegośtam robi z nas robota - czas, czas, czas, robić, zrobić, nadrobić, nie gadać mi tu, nie zawracać głowy, nie mam już czasu! Po godzinie - dwóch, bateryjki się wyczerpują. Nie mamy sił już na nic, jest nam wszystko jedno, nawet nie bardzo ciekawi nas odpowiedź na natrętnie nasuwające się pytanie: kto właściwie wymyślił robotę - dawać go tu!

To dlatego nie lubimy poniedziałków - znowu niewyspani, zestresowani i oklapnięci. No, ale w pracy trzeba działać wg ustalonego harmonogramu. Trzeba zapomnieć o sobie i wykonywać określone zadania. Szybko więc  dostosowujemy się i tak... do piątku.
A w sobotę...
W tę sobotę może być inaczej! Jest wiosna, wszystko się obudziło do życia - co tylko może, to się zieleni, ptaki świergolą, wszystko aż dudni i dyszy życiem, a słońce grzeje wyraźnie, choćby chwilami, gdy dzielnie przedziera się przez chmury. Idziemy do parku, jedziemy do lasu, ruszamy tyłki z domu i kontaktujemy się! Z naturą.
Z sobotnim, a może i niedzielnym wypadem, oswajamy się już w ciągu tygodnia. Pomyśl o nim jak o najważniejszym zadaniu, które czeka cię w tym tygodniu, w każdym tygodniu ciepłej wiosny, lata i ciepłej jesieni. Koniec zimowania w niedźwiedziej norze! To, co odpuszczasz w trakcie tygodnia, wykonuj po trochu, ile zdołasz - w weekend nie będzie na to czasu. Za to spotka Cię nagroda za całotygodniowy trud. Ten weekend będzie dla Ciebie! Wiesz dlaczego ludzie najczęściej chorują w dni wolne? Bo przez cały tydzień organizm jest zmobilizowany do działania, a gdy wreszcie nadchodzi moment, gdy "nic nie musi", energia do stawiania czoła wszelkim przeciwnościom nagle go opuszcza i byle bakcyl go powala.
Tym razem tak nie będzie - na weekend szykuj się ze zdwojoną siłą. Myśl o takim wypadzie (wręcz zadaniu bojowemu) doda Ci skrzydeł, uprości wiele spraw, które czasem, o dziwo, samoistnie się ułożą jak należy.



Dlaczego tak Cię zachęcam do leśnej przechadzki? Nie bez powodu. Posłuchaj:
Chyba każdy zdaje sobie sprawę z nieocenionych korzyści, jakie daje człowiekowi obcowanie z naturą, naturalnym środowiskiem, słońcem, świeżym powietrzem itd. Ale las, czy choćby park, działa na nas bardzo specyficznie i bardzo pozytywnie. Spacer po lesie wzmacnia nasz układ odpornościowy, mocno poprawia samopoczucie (działa wręcz antydepresyjnie), obniża ciśnienie krwi, spowalnia puls, a także poprawia możliwości intelektualne (poprawia koncentrację i pamięć).
Czy wiesz, że "kąpiele leśne" tak istotnie wzmacniają nasz organizm, że ten znacznie lepiej radzi sobie z sezonowymi infekcjami, a nawet pokonać komórki nowotworowe? W czasie spacerów po lesie nasz organizm wytwarza znaczną ilość komórek odpornościowych, zwanych naturalnymi zabójcami. Zostało to nawet zbadane - leśni spacerowicze mają ich o połowę więcej niż spacerujący po mieście, bądź wcale. Wyobraź sobie, że zaledwie  4 godziny spędzone w lesie pozwolą Twojemu organizmowi wzmocnić się na... tydzień. Bierze się to stąd, że leśne (parkowe) powietrze jest przesycone fitoncydami, które chronią drzewa i krzewy przed inwazją chorobotwórczych mikroorganizmów. Te lotne substancje mają wielką moc uśmiercania bakterii, wirusów, a nawet prątków gruźlicy w zaledwie kilka minut. Zatem do lasu jedziemy po fitoncydy! Gdzie jest ich najwięcej? W lasach iglastych, tam gdzie sosna, świerk, jodła, a najlepiej i jałowiec. Ten ostatni  latem, choć najwięcej wiosną, dostarcza aż 30 kg fitoncydów (w przeliczeniu na hektar zalesienia), to 10 razy więcej w porównaniu do hektara lasu liściastego. Las iglasty "zwykły" dostarcza 5 kg tych niesamowitych substancji.



Najbardziej wartościowy jest więc wiosenny spacer po iglastym lesie. Nie tylko ze względu na ruch, ale i na relaksujące oddziaływanie zieleni na nasz organizm, zmniejszenie poziomu hormonów stresu. Oczywiście, pozytywne oddziaływanie kontaktu z naturą odczujemy także w ogrodzie. Aktywne zajmowanie się ogrodem wymaga bowiem różnorodnego ruchu i, jak się okazuje, jest najlepszym obrońcą przed osteoporozą (a nie jak sądzono, uprawianie sportów tj. bieganie, aerobik czy pływanie).
Ale wracam do lasu, parku, czy choćby, otoczonej zielenią ławeczki. Jakikolwiek kontakt z zielenią poprawia naszą koncentrację, kreatywność i pamięć (nawet do 15 %)! Powodem tego jest lepsze dotlenienie mózgu, wpływ ujemnie naładowanych cząstek powietrza, które rośliny gromadzą wokół siebie. No i ta cisza! Wśród olbrzymiej ilości bodźców docierających do nas w mieście (uliczny hałas, głosy ludzi, warkot samochodów), mózg niepotrzebnie traci energię na ich uporządkowanie i interpretację, tym samym, przeznaczając na myślenie i zapamiętywanie znacznie mniej czasu. Wśród leśnej ciszy, mózg pracuje sprawniej, a nasze samopoczucie znacząco się polepsza. Stwierdzono także, że pacjenci w szpitalach, przebywający w salach z widokiem na zieleń, znacznie lepiej znosili pooperacyjny ból i szybciej wracali do zdrowia.
Wszystko wskazuje na to, że zieleń, natura, podnosi nas na duchu i pozytywnie mobilizuje organizm do walki z chorobą, bólem czy atakiem chorobotwórczych mikroorganizmów. Podobne zjawisko zaobserwowano nawet w przypadku oglądania choćby... fotografii przedstawiających las.
Zatem zdjęcia lasu powieś sobie w pracy, by poprawić swoją koncentrację, wydajność i samopoczucie, a w każdej możliwej chwili korzystaj z dobrodziejstw, jakie oferuje Ci prawdziwy las czy choćby park.
A jeśli masz działkę, to może znajdziesz trochę miejsca na posadzenie jałowca?

Na pierwszy raz, nie namawiam Cię na bardzo długi pobyt. Wszystko z rozsądkiem! Po dłuższym przebywaniu w lesie (i wykonaniu wielu głębokich oddechów) może nastąpić takie natlenienie organizmu, które przypomina wręcz oszołomienie i powoduje senność. Nie odmów sobie błogiej drzemki po takim spacerze. Gdy się obudzisz, poczujesz się jak młody bóg.

Informacje o zbawiennym oddziaływaniu leśnego powietrza na organizm człowieka zaczerpnęłam z artykułu pt. Idź do lasu!" autorstwa Jolanty Chyłkiewicz i Magdaleny Frender-Majewskiej (Newsweek Polska)

Oddychaj pełną piersią
Zanieczyszczone powietrze przyczyną samobójstw?
Gen pierwszego oddechu
81653

kąpiele leśne, oddziaływanie roślin na organizm, kontakt z naturą, 


2 komentarze:

  1. jakbym miała do wyboru wakacje gdzie tylko chcę, na pewno nie wybrałabym Grecji, Włoch czy innych ciepłych zakątków a właśnie polski las pachnący sosną, świerkiem...marzenie tegoroczne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem życzę pięknego i pachnącego lasu! Jeśli pogoda dopisze a czas pozwoli, za tydzień rozpocznę sezon grillowy, czyli wyjazdy do lasu. Pozdrawiam :-)

      Usuń