Różowe przebudzenia. Bugenwilla |
Stanęła na wschodnim oknie, w pokoju mej latorośli i niejako pod jej pieczą. Przez wiele miesięcy niespecjalnie się zmieniała, owszem trochę rosła, przybywało jej liści na coraz dłuższej łodydze, ale nadal zadowalała się swoją drabinką. Z czasem okrzepła, jakby wydoroślała, wzmocnia się i ... już nie potrzebowała drabinki.
Różowe przebudzenia. Bugenwilla |
Któregoś dnia, może to było jesienią, zauważyłam, że zaczęły żółknąć jej liście. Pewnie ją przesuszyłam (ja, bądź latorośl), pomyślałam i obiecałam sobie mieć ją na oku. Ale jakoś nie wyszło, może zajęta byłam świętami, a może innymi sprawami, nieważne - i tak moje podejście do kwiatów było bliższe stwierdzeniu: "silniejsi przetrwają". Z kwiatkiem działo się coraz gorzej, wkrótce zgubił większość, jeśli nie wszystkie liście. Ostała się tylko łodyga, tyle, że mocna. Miałam obiekcje do latorośli, że nie zadbała o powierzone "mienie" i doprowadziła je do przedwczesnego zgonu. Ponieważ jednak nie mogłam się zdecydować, czy "zejście" nastąpiło wskutek przesuszenia czy przelania, a jak mówiłam, kwiaty nie zaprzątały zanadto mych myśli (przypominałam sobie o konieczności ich podlania ledwie raz w tygodniu), moja inercja uchroniła ją więc przed eksterminacją.
Stojąc nad ogołoconą z liści łodyżką, która mimo, wszystko nie wyglądała na zupełnie martwą, obiecałam poprawę (czyli systematyczne podlewanie). Na zgodę zaserwowałam nawet pałeczkę z nawozem. Chyba dogadałyśmy się, bo po kilku dniach zauważyłam oznaki życia, małe zielone pączki, a może nawet i zielony listek. Zagadałam więc do niej przyjaźnie, choć niezupełnie bez warunków i dałyśmy sobie czas. Podczas następnej wizytacji spostrzegłam postępy - roślinka, chcąc mnie zadowolić, powypuszczała całkiem sporo małych listków, a nawet zasugerowała, że się rozgałęzi, na co przystałam z ochotą, ciekawa co będzie dalej. Wkrótce poczułam się jak zaklinaczka kwiatów, ponieważ ta, jeszcze niedawno ogołocona z liści łodyga, rzeczywiście rozgałęziła się w kilku miejscach wypuszczając cienkie zielone łodyżki, na których szybko pojawiały się nowe i zdrowe młode listki. Odetchnęłam z ulgą (latorośl tym bardziej), zadowolona, że tym razem mi (nam) się upiekło.
Przyznaję, czasami zdarzały mi się kolejne potknięcia (zapominałam o podlaniu), na szczęście jednak zawsze obchodziło się bez szkód (dowiedziałam się zresztą, że rośliny znacznie gorzej znoszą nadmiar niż niedobór wody). Czułam więc, że mimo wszystko, panuję nad sytuacją.
Niestety, do czasu. Roślinka, która wypuściła boczne gałązki, ładnie się zazieleniła i rozrosła, po kilku miesiącach znowu zaczęła gubić liście, które w większości częściowo żółkły, obsychały i opadały do doniczki. Postanowiłam się tym nie przejmować za bardzo, bo inne rośliny przecież przetrwały. W ten sposób czegoś się o niej dowiedziałam - co jakiś czas gubi liście, by po krótkim czasie szybko zbudzić się do życia i ze zdwojoną siłą znów zielenić się i rozrastać. Byłam więc wyrozumiała, tym bardziej, że te ekscesy zdarzały się rzadko, choć nie zastanawiałam się nad regularnością tego procesu.
Młode listki na końcu gałązki, zamiast zielenieć, zaczęły przybierać najpierw bladoróżowy odcień... Bugenwilla |
... by z każdym dniem różowieć coraz intensywniej. Czy to jeszcze liście, czy może już kwiaty? Bugenwilla |
Bugenwilla |
Tak po kilku dniach zmieniły się blade, prawie zielone listki. "Prawie" oznacza wielką różnicę. Bugenwilla |
I dwa, może trzy lata temu stało się! Roślinka zaczęła wypuszczać nie tylko zielone, ale i bladoróżowe (małe co prawda) dekoracyjne listki (kwiatki??). Zaciekawiła mnie, doprawdy. Różowe "liściane" kwiaty pojawiały się za każdym razem po opadnięciu zielonych liści (co zaczęłam przyjmować jako zapowiedź dobrego), i "kwitły" coraz dłużej, bardziej się różowiąc, podczas gdy zwykłe liście, nieraz w tym samym czasie, pojedynczo opadały.
Wiosną tego roku moja roślin(k)a wydała naprawdę dorodne "kwiaty" w niezwykle pięknym odcieniu różu. Ich obfite pojawienie zbiegło się z narodzinami mojej nowej pasji - fotografowania w trybie makro, a później super makro.
Zdjęcia, które przedstawiam m.in. pochodzą z początku tego okresu, choć kiepskie technicznie (sama to widzę) i zrobione na nieciekawym tle, upamiętniają ostatni okres kwitnienia tej tajemniczej rośliny, której nazwy długo poszukiwałam. Trwałoby to pewnie nadal, gdyby nie olśnienie - to nie zwykły kwiat doniczkowy, to krzew! Przecież jej łodyga jest już zupełnie zdrewniała, tak jak i starsze gałązki! Że też na to nie wpadłam wcześniej! Kiedy zaczęłam szukać pod hasłem "egzotyczne krzewy ozdobne", znalazłam zdjęcie wraz z nazwą niemal natychmiast! To bugenwilla! Prawdopodobnie bugenwilla gładka.
Bugenwilla gładka zachwyca nie tyle białymi kwiatami, co podsadkami kwiatowymi w przepięknym różowym kolorze |
Niedawno znowu zaczęła gubić liście, ale nie wszystkie, jakby dokonywała stopniowej wymiany. A jednocześnie znów pojawiły się te różowe, które z każdym dniem stają się większe i dorodniejsze. To już drugi raz w tym roku moja tajemnicza roślinka, która nareszcie wyjawiła mi kim jest, urządza tak piękne widowisko!
Nic to, że fotograf to nieuk z aparatem z zamierzchłej epoki - nikt nie odmówi urody egzotycznej księżniczce Bugenwilli. Czyż nie?
Moja Bugenwilla kwitnie dwa razy w roku i to przez kilka miesięcy. Przepiękne widowisko! Właśnie rozpoczęło się kolejne. |
Zdjęcia młodych pędów zostały zrobione w ciągu ostatnich dni, natomiast te przedstawiające dorodne podsadki i wykształcone białe kwiatki, zostały wykonane 2 sierpnia tego roku, akurat w dniu, w którym pomyślałam dopiero o założeniu tego bloga..
Wygląda wspaniale! Moje kwiatki w domu nie chcą mi rosnąć, ale za to w pracy zachwycają wszystkich. Co prawda ostatnio za sprawą złych szkodników mają trudny czas, ale uwielbiam obserwować jak się rozwijają.
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo się cieszę! A co do kwiatków pięknie rosnących w pracy to mam pewną teorię. Często się zdarza, że są nawożone fusami kawy lub herbaty (ukradkiem wylewanymi do doniczki), co jest... wspaniałym nawozem!! Założę się, że w domu tego nie robisz :-)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, w domu tego nie robię, a w pracy... oj, byłoby co nawozić :D
UsuńNiby piszesz o kwiatku, sofie albo cieście a czyta się jak jakąś baśń. Masz dryg do pisania, naprawdę. Dowcipnie i ciekawie. A foty!?? Też bym chciała tak...nie umieć ) BeTa
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za dobre słowo, aż się zarumieniłam! I coś czuję, że mi rośnie na plecach. Skrzydełka? :-) A kOleś - w niebo wzięty!
Usuńale piękna roślinka:) i jakby mi ten różowy kolorek spasił:))))
OdpowiedzUsuń