piątek, 8 listopada 2013

Raport nie tylko o klamerkach



Wierzcie mi, chciałam zrobić to wcześniej, ale zwyczajnie nie zdążyłam. Planowałam przygotowanie pewnego podsumowania niniejszego bloga na okoliczność stutysięcznych odwiedzin, ale nim się spostrzegłam zrobiło się dwieście. Na ćwierć miliona też nie zdążyłam, ale teraz postarałam się uwinąć na trzystu tysięczne wejście i oto przedstawiam coś w rodzaju raportu.
Nie chce mi się mówić o statystykach, bo i po co to komu? Opowiem raczej jak prowadzenie bloga i poruszane przeze mnie tematy wpłynęły na mnie i co mi z tego przyszło. Jeśli przy okazji przyszło coś (dobrego) komuś z Was dzięki lekturze moich wpisów, cała przyjemność i satysfakcja leży po po mojej stronie, ale także nie o tym dziś będzie. A swoją drogą (po jednym z pochlebnych komentarzy) mam do Was pytanie: czy gdyby zapiski z tego bloga ukazały się w postaci książki, za którą trzeba byłoby zapłacić, to czy kupilibyście coś takiego??
Wielce w to powątpiewam, choć myśl o tym, by sensownie zarobkować na blogowaniu jest kuszącą mrzonką niejednego bloggera. Pomału przechodzę do sedna, bo o mrzonkach też dziś nie będzie.
Mam ochotę opowiedzieć o kilku wybranych postach, a raczej inspiracjach do ich powstania oraz ocenie ich użyteczności.


   1.
W jednym z pierwszych postów napisałam o klamerkach Pressa i obiecałam  zdać relację po upływie roku jak spisywały się one w tym czasie. W dużej części właśnie ta obietnica zainspirowała mnie do niniejszej, znacznie szerszej  relacji.
Ile z nich zostało? Było 50, uszkodziła się (pękła) jedna. Trzy klamerki testowo dyżurują non stop na balkonie - mróz nie mróz, słońce czy deszcz. Potwierdzam - tworzywo, z którego są wykonane jest odporne na wszelkie warunki atmosferyczne. To, że zachowało się ich 49 po ponad roku i żadna nie wypadła mi z balkonu (a nawet rzadko kiedy z ręki) zawdzięczam również jeszcze jednej właściwości tworzywa polipropylenowego. Zwykła klamerka (ze smętnych resztek z przeszłości) upuszczona na podłogę odbija się o podłoże i odskakuje kilkadziesiąt cm od punktu "zero", natomiast klamerka Pressa o niebo lepiej pochłania energię i "odchyla" się o... kilka cm. Nie muszę chyba tłumaczyć, jak istotne ma to znaczenie przy wieszaniu prania na balkonie: jeśli zwykła klamerka wypadnie z ręki to... przepadła na trawniku pod balkonem. Zatem z czystym sumieniem przyznaję 10 punktów klamerkom Pressa w mojej klasyfikacji CJK (przypominam 8 PLN za 50 sztuk).



   2.
Osłonki  na doniczki, które... uszyłam spisują się świetnie. Wykonanie jednej trwało kilkanaście minut, niewielka ilość tkaniny w wybranym wzorze - koszt niemal zerowy, w końcu wyczarowałam je z resztek, a właściwie nadmiaru materiału, który już nie był mi potrzebny, za to pasował do kolorystyki pokoju. Dzięki temu nie wydałam pieniędzy na nowe doniczki, nie zmarnowałam mnóstwa czasu na przeglądaniu asortymentu w działach doniczki/osłonki/podstawki pod doniczki - oszczędziłam sobie ciężkiej frustracji: niby w sklepach jest wszystko, ale tak trudno znaleźć coś gustownego, w odpowiednim kolorze, rozmiarze i... cenie.
Podstawka wycięta z dna plastikowego wiaderka po kapuście kiszonej okazała się również doskonała. Nie chwaląc się, mój pomysł na zamaskowanie "pokrowcem" sprawnej, lecz nieco szpetnej doniczki oraz zastąpienie zwykłej podstawki denkiem z wiaderka ze względu na łatwość wykonania, niski koszt, pozwalający na dowolną częstotliwość wymiany doniczkowych kreacji wg własnego upodobania, naprawdę powinien zostać doceniony. CJK - 10 punktów w mej subiektywnej, acz dość rzeczowej ocenie.

   3.
Sprzątanie mieszkania, zwłaszcza likwidowanie kurzu zbierającego się na podłodze to od pewnego czasu jedno z moich... ulubionych zajęć. Skąd mi się to wzięło? Ano z tego, że mam świetnych pomocników, m.in. mopa na schwał, który dociera do niemal wszystkich zakamarków (mop wraz z kijem wsunie się np. pod kanapę, która stoi na czterocentymetrowych nóżkach  - nie muszę więc jej odsuwać lub godzić się na kłęby kurzu, które się tam gromadzą. Ale jeszcze większym sprzymierzeńcem, niezwykle cichym i sprawnym jest mój błyskawiczny pogromca kurzu - założony na dzielnego (suchego) mopa raz-dwa zbierze "urobek" z podłogi. Pewien dyskomfort stanowi ręczne skubanie pogromcy ze sznurów zbitego kurzu, ale zawsze mam wtedy satysfakcję, że toto zostało (chwilowo) unicestwione tak niewielkim wysiłkiem.
W kwestii odkurzania podłóg, które w większości i to celowo zostały pozbawione dużych dywanów czy wykładzin dodam jeszcze tyle, że takie rozwiązanie również przyczyniło się do skrócenia czasu sprzątania oraz do "ujednolicenia techniki". Bardzo chwalę sobie również odkurzanie podłóg z wykorzystaniem końcówki do parkietu.
Żeby nie było, że zachwalam stare wpisy - jest to aktualna ocena po wystarczająco długim okresie praktykowania.

   4.
Przepis na ciasto transformers, z którego bardzo często korzystam, gdyż jest dziecinnie prosty, szybki, taniutki i niemal dietetyczny (mniej niż pół szklanki oleju na dużą tortownicę), a do tego niezwykle uniwersalny! Moją ulubioną wersją (a jest ich wiele i jeszcze samemu można wymyślić), zwłaszcza, gdy mam pod ręką przecier jabłkowy jest murzynek z tymże dodatkiem. Ciasto piekłam nawet w warunkach polowych - w czasie remontu kuchni z utrudnionym dostępem do opcji zmywania naczyń. Przypominam, że by je zrobić wystarczy jedna micha i kilka minut na zmieszanie składników. Do umycia pozostaje więc tylko owa micha i łyżka - dla mnie opcja komfortowa  :-) .
Pieczenie wielokrotnie pod rząd ciasta bazowego z dodatkiem tylko innego składnika smakowego, długo może uchodzić za Zupełnie Inne Ciasto, wszak nikt nie lubi jeść ciągle tego samego, nawet Ciasteczkowy Potwór.

  5.
Bliskie spotkania z chwastami i roślinami łąkowymi rosnącymi samopas w parze z moją BANKową skarbonką zaowocowały powstaniem odrębnego fotobloga, gdzie odnotowuję informacje o poznanych przeze mnie roślinach, które sfotografowałam (nowym i fajnym!!) aparatem. W ten sposób nie zanudzam już nikogo swoim zachwytem nad zwykłymi roślinami, zielskiem, chwaściorami itp., na czym zyskał ten blog w sensie ograniczenia misz-masz i wszystko w jednym. Kto chce pooglądać sobie roślinki i owady (tego lata oczarowały mnie ważki!), niech sam sobie zajrzy na mój fotoblog "Chwile zaChwycone" (zakładka u góry), a kto nie chce, to nie musi, łaski bez ;-P
Niemniej chciałam zwrócić uwagę na to, że wirtualna skarbonka okazała się (dla mnie) świetnym sposobem na oszczędzanie - mogłabym kupić sobie teraz nawet dwa aparaty fotograficzne. I chociaż (celowo) nie wyciągałam z niej pieniędzy na zakup aparatu, o którym marzyłam, to mam doskonały podgląd na sumę tych drobnych kwot, które mogłyby być zmarnowane. CJK  10 punktów!
O postępach w posługiwaniu się aparatem i w pstrykaniu zdjęć nie wspomnę, choć jestem przekonana - nie byłyby one widoczne, ani możliwe, gdyby nie prowadzenie właśnie fotobloga. 

   6.
Zbliża się chłodna jesień, a później pewnie długa zima - czas więc na to, bym ponownie(!) wyjęła uszyte pokrowce i wypełniła je zrolowanymi kocami, ręcznikami plażowymi, czymkolwiek co się nada. Takie "węże" układam na parapecie tuż przy ramie okiennej i ograniczam w ten sposób przenikanie zimna z zewnątrz. Co z tego, że okna są plastikowe? Część z nich znajduje się od strony zachodniej, skąd często wieje przenikliwie zimny wiatr. Do tego parapety są z konglomeratu. Owszem, ładne, ale zaciągają zimno jak licho. Okładając okna "ochraniaczami" zyskuję wymiernie więcej ciepła w mieszkaniu, a zyskiem ubocznym jest zwolnienie miejsca w szafach na przetrzymywane koce, ręczniki, frotowe prześcieradła i zasłony przeciwsłoneczne, które latem rozwieszałam na balkonie. Czysty zysk :-)

  7.
Gdy zimno w domu, pokrowiec na kaloryfer za bardzo się nie przydaje - przecież nie należy go osłaniać, by (jeśli włączony) dobrze ogrzewał pomieszczenie. Niemniej okres pozagrzewczy jest na tyle długi, a kaloryfer tak nieefektowny, że warto mieć czym go zasłonić. Z moich pokrowców na kaloryfery jestem bardzo zadowolona - świetnie maskują te, jakże zimą potrzebne, lecz mało atrakcyjne żebra, że korzystam z nich przez większą część roku. Drobna rzecz, a jak cieszy oko, a przynajmniej nie drażni - oka i kieszeni.

   8.
Moja wersja patchworkowych poduszek szytych z dobranych kolorystycznie kawałków koszul i bluzek z wykorzystaniem oryginalnych zapięć tychże koszul cieszy się sporą popularnością, która zupełnie nieoczekiwanie przysparza mi fanów. Przez dłuższy czas nie oglądałam swych dzieł i kiedy po kilku miesiącach znów je ujrzałam, przyznaję - wyglądają bardzo efektownie i dobrze się komponują. Ostatnio Ulubiona Córka poskarżyła się na dokuczliwą niedogodność przenoszenia owych poduszek, a to z sypialni do salonu, a to odwrotnie, bo i tam i tam chciałaby je koniecznie mieć). Skończyło się na podsunięciu mi torby z zestawem koszul z przymilnym "proooooszę!".
Cóż, trzeba będzie wyjąć maszynę do szycia, nożyczki i znów zagrać w sudoku :-). Gdy się uporam z tym zadaniem, postanowiłam, że sobie także uszyję takie poszewki, a co! Ale z moich dwustronnych poduszek także jestem zadowolona.

Może wystarczy już tych przykładów. Dla równowagi powinnam skrytykować jakieś pomysły, które nie do końca się sprawdziły lub wyszły z użycia. Możliwe, ale chwilowo nie mam już siły by szukać dziury w całym. Obiecuję jednak, że jeśli uzbiera się garść tematów, o których zmieniłam zdanie, to również dam znać.
Co dało lub zabrało mi prowadzenie bloga, a właściwie blogów (już są trzy: ten oto, fotoblog - poświęcony głównie roślinom oraz taki malutki o ważkach, które chciałabym nauczyć się rozpoznawać)?
Hm, niech pomyślę.
Czytając swoje pierwsze wpisy i pamiętając swą niepewność, gdy je pisałam myślę, że wynurzyłam trochę z głębin swoje pasje tworzenia i pisania. Prowadzenie bloga zobowiązuje do systematyczności, zdobywania i wykorzystywania wiedzy, szlifowania umiejętności i myślenia o tym, co chcę przekazać i pokazać. To zadanie bardzo twórcze i rozwijające, ale także straszliwie czasochłonne i... wciągające. Kupujesz to?
Będę wdzięczna za wszelkie opinie, sugestie i sygnały. Wszystkim Wam odwiedzającym tę stronę, a zwłaszcza Obserwatorom i Lubiącym na FB bardzo dziękuję za to, że jesteście i mam poczucie, że jest dla kogo pisać :-)

A właściwie, dlaczego czytasz mój blog??



3 komentarze:

  1. Bo są w nim bardzo mądre rzeczy, których jadowita o bardzo małym rozumku nie ogarnia, i cieszy się, że ktoś ogarnął za nią i opisał tak prosto, że ogarnia :D

    pisz dalej proszę:) urzekły mnie ubranka dla doniczek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jadowita, do ewentualnej rany Cię przyłożę, zaiste :-).

      Usuń
  2. Lubię do Ciebie zaglądać po sprawdzone pomysły i różne domowe tricki :)

    OdpowiedzUsuń